Autor: Ireneusz Łazarski, Biegły rewident, prawnik, Absolwent ekonomii i finansów, Georgetown Univ, Washington D.C.
Dyskusja na łamach przybiera coraz bardziej merytoryczny kształt, więc z przyjemnością polecam artykuł Grażyny Śleszyńskiej na „Wyborcza.biz” 11.05.2021r. pt:„Jedni grali nieczysto, inni nadal udają naiwnych. Nie ma alternatywy dla odfrankowienia kredytów w CHF”. Autorka trafnie opisuje problemy banków związane koniecznością bilansowania aktywów i pasywów, z Cirsami, Fx słapami, itp. narzędziami . Prawda – nie da się zabezpieczyć pozycji otwartych na 30-40 lat i nikt, kto rozumie cokolwiek z ekonomii lub byłby rzetelnie poinformowany, nie wziąłby takiego kredytu, wiedząc, że zarabia w złotych”. Wszystko to prawda. Ale pytanie nie dotyczy czy wziąłby, bowiem powodów „za” było aż nadto, tylko: czy udzieliłby i skąd wziąłby owe otwarte pozycje walutowe? Cóż poczyniono, aby kredyty oferować po cenie 2-krotnie niższej od rynkowej? Wszystkie opinie ekspertów, także rektorów, o chciwości frankowiczów, chęci zrujnowania banków i gospodarki rynkowej, niesprawiedliwości społecznej itd. są niewiele warte, natomiast autorka trafnie komentuje problem od strony banków. Ale kto winny bardziej – to już sprawa subiektywna.
Warto jednak artykuł ten uzupełnić wnioskami z analiz umów złotowych indeksowanych do waluty obcej. Zacznijmy od niezbyt wygodnego „odfrankowienia”. A więc frazę „jakby od początku były złotowymi” doprecyzujmy, że „ od początku były kredytami złotowymi …”. Kredyty złotowe indeksowane to nie kredyty walutowe, choć banki i wielu ekspertów tak je nazywają, wiadomo dlaczego. Walutowy, inaczej dewizowy, to kredyt udzielony, wypłacony i spłacany w innej walucie niż waluta kraju. Kredyty indeksowane wypłacano w złotych, natomiast jeśli banki w swoich księgach zapisywały należności we franku, to je przewalutowały, czego bez zlecenia klienta zrobić nie mogły (vide – czynności bankowe). To dlatego wpadły w tarapaty, bo kto wziął złotówki, złotówki winien oddać, a w innej walucie – po jej indeksacji do złotówki. Przewalutowując, bank zamienił definiendum na definiensa czyli przedmiot przekształcił w podmiot i twierdzi, że kredytu udzielił we franku, bo tak zapisał w księgach.
Wszyscy, łącznie z bankami wiedzą, że to nieprawda, ale innej obrony banki chyba nie mają. A zmiana waluty kredytu to wszczepienie do umowy sprzedaży krótkiej, chyba że klient przyszedłszy po kredyt, sprzedał wpierw franki bankowi, któren to owe franki temuż klientowi potem pożyczył. A wypłacił w złotych, bo klientowi zrobił przysługę! Obronić tego nie sposób, bo przewalutowanie istotnie zmienia naturę transakcji, co jest i abuzywne i zahacza o art. 58 kc (nieważność bezwzględna). Którykolwiek bank ufrankowił umowę, winien ją odfrankowić, i by umowa mogła być kontynuowana – uzyskać zgodę klienta, co dla banku byłoby rozwiązaniem koncyliacyjnym. Po odszwajcarowaniu, banki będą miały problem z wytworzonymi przez siebie saldami, a przecież mogły utrzymać kredyt w PLN, i indeksować po właściwych kursach, nie na opak. Bank obroniłby taką umowę, która nie naruszałaby wówczas prawa, bo nie byłoby w niej transakcji krótkiej. Klient też niewiele by zdziałał, bowiem sama indeksacja nie jest zabroniona, a poinformowanie o indeksacji nie byłoby problemem. Ale skoro banki chciały zarabiać i na indeksacji i na spreadzie, to mają problem, o czym pisałem 23.04 br., na Wyborcza.pl, że „Aktualna polemika to w głównej mierze walka banków o utrzymanie bankowych należności z tytułu indeksacji; już zaliczonych do dochodu oraz tych przyszłych. To suma ok. 50 mld zł, z którą nie mają nic wspólnego ani inni kredytobiorcy, ani społeczeństwo, ani depozytariusze, ani wierzyciele. Stracą jedynie akcjonariusze banków, bo pomniejszą się zyski”. A wskaźnik Libor może być zmieniony jedynie za zgodą klienta. Jeśli Libor nie pasuje do PLN to dlaczego banki wstawiły go do umowy? Przy jej podpisaniu pasował a teraz nie? To typowa reguła Kalego.
Prawda, że po odfrankowieniu banki mogą zostać z otwartymi pozycjami walutowymi i bólem głowy, jak je zamknąć, czyli skąd wziąć franki. Tu dwie ważne uwagi: pierwsza – problem ten nie ma nic wspólnego z umowami o kredyty indeksowane, a druga – po kiego diabła ktoś wymyślił przewalutowanie? Pisałem wcześniej, że jeśli ktoś ceny wyrobu indeksuje do cen ropy(co jest częste), to wyrób ten nie zamienia się w ropę! A w banku zamienił się w ropną breję, i to wcale nie samoistnie! Wyjaśnijmy jeszcze stwierdzenie, że „jedynym sensownym rozwiązaniem sporu byłoby ich przewalutowanie”. Dotyczy ono jednak tych banków, które w momencie udzielenia kredytu złotowego, przewalutowały go na franki, naruszając przy tym wiele przepisów prawa bankowego, cywilnego i bilansowego. A te, które tego nie zrobiły, nie muszą niczego odfrankawiać. Łatwo mogą wykazać brak jakiejkolwiek abuzywności i co ważne, nie naruszyły żadnego prawa. Tylko w takiej sytuacji, jasnej i zgodnej z prawem można by mówić o równowadze kontraktowej, a tym, którzy taki kredyt wzięli, można by odpalić: ryzyko jest proste i wyjaśnione, więc o co pretensje! Znając dobrze ekonomię warto czasem sięgnąć do podstaw i sprawdzić, co znaczy indeksacja, a co instrument finansowy!
O ówczesnej sytuacji na rynkach finansowych, ryzyku, walutach, czy chciwości kredytobiorców napisano całe mnóstwo, lecz o specyfice rozliczeń bankowych walut niewiele, dlatego chwała p. Grażynie Śleszyńskiej za podjęcie tematu, z zastrzeżeniem, że o pasywa banków martwiłbym się nieco mniej. A to dlatego, że skoro aktywa frankowe banku powstały znikąd, podobnie należałoby postąpić z pasywami. Bo nie jest chyba tajemnicą, że umowy o kredyty złotowe indeksowane do franka, przysparzały bankom jedynie aktywów w postaci należności frankowych, a zobowiązań niemal żadnych.
Skoro banki przy udziale kredytobiorców i bez ich wiedzy fabrykowały franki, które okazały się wadliwe, muszą, jak każdy producent, poradzić sobie z ich „utylizowaniem”. Kredytobiorcy w tym nie pomogą, bo to ich w ogóle nie dotyczy, i niczemu nie są winni! Nieznajomość ekonomii też nie jest problemem, bo nie klientom rozstrzygać o prawnych i ekonomicznych przyczyno – skutkach takich transakcji. Zatem, czy przed przewalutowaniem kredytu banki rozpracowały konsekwencje tej czynności? Ktokolwiek indeksował bez przewalutowania, może spać spokojnie, bo sama indeksacja jest dość powszechna. Ale warunek – nie może być w niej niezgodnych z prawem tricków. Banki, miast narzekać na kredytobiorców, swoje niezadowolenie winny adresować do pomysłodawców przewalutowania, kreatorów sprzedaży krótkiej i rewidujących corocznie księgi audytorów, którzy umów indeksowanych najpewniej nie czytali, a wykreowanych sald w walucie nie analizowali. Gdyby przestrzegali reguł rewizji finansowej, problem zostałby rozwiązany zanim się rozlał na kraj. A to znaczy, że procedur i prawa należałoby przestrzegać, co nie koliduje z odstawami gospodarki rynkowej. Wszystkie bogate kraje dorobiły się dzięki przestrzeganiu ukształtowanych i uzgodnionych reguł i ekonomicznych i prawnych, a nie ich omijaniu, czy łamaniu. Korzystajmy z dorobku orzecznictwa UE, bo alternatywą jest tylko bezprawie, czego niestety doświadczamy coraz częściej.
Ireneusz Łazarski
prawnik, biegły rewident,
absolwent ekonomii i finansów,
Georgetown University, Washington DC.