Odwiedź Nawigator SBB. Znajdziesz tam m.in. informacje o wyrokach i linki do uzasadnień, oceny kancelarii, blog prawny.
Nawigator SBB
Opracowanie własne grupy
STOP BANKOWEMU BEZPRAWIU
Marzec 2015
Tytułem wstępu
Szanowny Czytelniku. Zapoznając się z niniejszym opracowaniem zrozumiesz, w co zostali wplątani „frankowicze”, czym są „straty” banków i dlaczego żaden z kredytobiorców nie chce ani złotówki od Państwa Polskiego. Opracowanie porusza w miarę możliwości wszystkie aspekty kredytów indeksowanych, denominowanych i nominowanych do waluty obcej.
O tym co tu przeczytasz, nie usłyszysz w mediach. W Internecie poniższe informacje znajdziesz i potwierdzisz ich prawdziwość, ale są one rozproszone. Naszym celem było zebrać je w jednym, spójnym opracowaniu.
Podstawowym celem jest obiektywne przedstawienie prawdziwej sytuacji kredytobiorców. Dzięki niemu wszyscy będą mogli zrozumieć, dlaczego i o co walczą kredytobiorcy z lat 2005-2010 oraz czego tak naprawdę panicznie boją się banki udzielające w tamtych latach kredytów w walucie obcej.
Czym jest kredyt przeciętnego „frankowicza”?
W zdecydowanej większości (kilkaset tysięcy) kredyty udzielane tzw. „frankowiczom” są kredytami waloryzowanymi. Są one bardzo często błędnie nazywane kredytami walutowymi. Nawet prawnicy reprezentujący banki mylili te pojęcia podczas rozpraw sądowych. W większości przypadków kredyty te były waloryzowane do CHF, ale jest również duża ilość kredytów udzielonych w innych walutach, zwykle w EUR lub USD.
Aby już nie mylić, wyjaśnijmy użyte pojęcia.
Kredyty hipoteczne w Polsce w latach 2005-2010 były udzielane przede wszystkim jako kredyty indeksowane lub denominowane do waluty obcej. Na czym polega różnica:
– kredyt indeksowany jest to kredyt, gdzie bank zobowiązuje się oddać do dyspozycji kredytobiorcy kwotę wyrażoną w PLN. Po wypłaceniu kwoty kredytu (wypłata następuje w PLN), bank przelicza kwotę długu po kursie kupna CHF (indeksowanie) i od tego momentu dług konsumenta jest wyrażony w CHF. Rata kredytu jest wstępnie wyliczana w CHF, po czym w dniu zapadalności (dzień płacenia raty) następuje przeliczenie raty do PLN na podstawie kursu sprzedaży z tabeli kursowej banku.
– kredyt denominowany jest to kredyt, gdzie wnioskowana kwota kredytu jest wyrażona od początku w CHF, na podstawie wstępnego przeliczenia wnioskowanej przez konsumenta kwoty kredytu wyrażonej w PLN i szacunkowo przeliczonej na CHF. Kwota “denominowana” jest więc nieznana w chwili zawierania umowy kwota kredytu w PLN; wypłacana i spłacana jest bowiem kwota w PLN. Analogicznie, przeliczenie “startowe” długu odbywa się według kursu kupna, raty są przeliczane z CHF na PLN po kursie sprzedaży.
– kredyt walutowy – kredyt, który jest udzielony, wypłacony i spłacany w walucie obcej. Bez przeliczania w żadnym momencie do waluty krajowej.
W przypadku kredytów tzw. „frankowych” nie mówimy więc o kredytach walutowych. To są kredyty waloryzowane do wskazanej w umowie waluty obcej.
Kredyt indeksowany i denominowany są w istocie tym samym – kredytem waloryzowanym. Różni je jedynie moment ustalenia długu wyrażonego w walucie obcej. W obu dochodziło do wypłaty konsumentowi kredytu w PLN i raty są również spłacane w PLN. A wartość długu jest wyrażona w walucie obcej.
Popularne określenie ”frankowicz” odnosi się de facto do każdego konsumenta, który zawarł z bankiem umowę kredytu hipotecznego waloryzowanego do dowolnej waluty obcej.
„Frankowicz” – ile tak naprawdę spłaca i ile wynosi jego dług?
Podstawowa zasada polega na tym, że dług konsumenta jest wyrażony w walucie obcej, najczęściej w CHF. Gdyby konsument chciał sprawdzić, jakie jest jego aktualne zadłużenie, wystarczy że przemnoży wartość długu przez średni kurs CHF w danej chwili. Proste? Nie do końca. Wszystkie umowy odnoszą się nie do średniego kursu, ale do kursów kupna i sprzedaży waluty. Poza tym banki w umowach zastrzegły sobie, że kurs kupna-sprzedaży to nie są np. kursy NBP, ale ich własne. Z tabeli kursowej banku, publikowanej nawet kilkukrotnie w ciągu dnia, np. o godzinie 8, 12, 14 i 16. Oczywiście kurs kupna i sprzedaży będzie różny o różnych porach. Najlepszym tego przykładem był „czarny czwartek” 15 stycznia 2015 roku.
Przykładowe kursy z tabeli kursów walut banku Raiffeisen Polbank.
Waluta | Data i godzina publikacji kursu | Data i godzina publikacji kursu | ||||
Kupno | Sprzedaż | Spread | Kupno | Sprzedaż | Spread | |
CHF | 2015-01-15 g. 8:25 | 2015-01-15 g. 12:18 | ||||
3.3771 | 3.7323 | 0.3553 | 3.9887 | 4.3966 | 0.4079 | |
CHF | 2010-01-15 g. 8:27 | 2010-01-15 g. 13:23 | ||||
2.6638 | 2.8250 | 0.1612 | 2.6750 | 2.8358 | 0.1608 | |
CHF | 2008-01-15 g. 8:15 | 2008-01-15 g. 16:59 | ||||
2.1322 | 2.2714 | 0.1392 | 2.1349 | 2.2732 | 0.1383 | |
CHF | 2007-01-15 g. 8:16 | 2007-01-15 g. 16:45 | ||||
2.3407 | 2.4616 | 0.1209 | 2.3407 | 2.4616 | 0.1209 |
W związku z tym, że kursy są zmienne nawet kilka razy w ciągu dnia, konsument nie jest w stanie wyliczyć swojego zadłużenia w przedziale czasowym dłuższym niż kilka godzin. Dotyczy to całości długu, jak i pojedynczej raty. Przykładowo, konsument mający zadłużenie o wysokości 50.000 CHF, chcąc je spłacić w dniu 2015-01-15 o godzinie 9.00, musiałby zapłacić:
50.000 CHF x 3,7323 = 186.615,00 PLN
Gdyby spłacał dług w tym samym dniu, ale o godzinie 13.00, musiałby zapłacić:
50.000 CHF x 4,3966= 219.830,00 PLN
Różnica kilku godzin tego samego dnia powoduje, że konsument spłaca ten sam dług 50.000 CHF w przeliczeniu na PLN, wydając o 33.215,00 PLN więcej! Co gorsza, konsument wpłacając PLN o godzinie 9.00 nie ma gwarancji, że wpłata zostanie zaksięgowana przed godziną 13.00. A jeżeli wpłata zostanie zaksięgowana po tej godzinie, nadal winny jest bankowi ponad 33 tysiące PLN, mimo że w momencie wpłaty był w pełni przekonany, że spłacił całe zadłużenie.
Jak bank może zarobić więcej – manipulacja spreadem
Dług „Frankowicza” jest wyrażony w CHF. Rata miesięczna również. W momencie spłaty bank przelicza kwotę wyrażoną w CHF na PLN według kursu kupna CHF z tabeli kursowej banku, bo tak zostało zapisane w umowie. Ale właściwie skąd bank bierze wartość kursu kupna, który wpisuje do swojej tabeli? Bank odpowie, że wpływ na to mają parametry rynku walutowego, ilość kupowanej i sprzedawanej w danym dniu waluty, wiele wskaźników rynkowych i walutowych, stan gospodarki krajowej i zagranicznej, koszt pozyskania waluty, etc. Wygląda na to, że sposób ustalania kursów (i spreadu) jest mocno skomplikowany.
Tylko jak to się ma do kursów kupna i sprzedaży walut NBP, gdzie spread zawsze wynosi tyle samo – 2% średniego kursu? Skoro NBP wykonuje banalnie proste działanie matematyczne aby wyliczyć swoje kursy kupna sprzedaży, po co wszystkie inne banki, które udzielały kredytów waloryzowanych tak bardzo komplikują sobie życie? Kiedy nie wiadomo, o co chodzi, na pewno chodzi o pieniądze. A widać to w tabeli przedstawionej powyżej. Jak policzymy sobie stosunek procentowy średniego kursu waluty do wysokości spreadu, okazuje się że on się zmienia. W przypadku NBP jest on stały, NBP zarabia zawsze 2%. W przypadku Raiffeisen Polbank (i innych banków) stosunek spreadu do średniego kursu zmienia się, a uściślając rośnie niezmiennie od 2007 roku.
Wnioski? Bank steruje wysokością spreadu nie po to, aby pokryć koszt kupna lub sprzedaży waluty obcej na międzynarodowym rynku. Bank steruje spreadem aby zwiększyć swoje zyski.
To jest mechanizm, który banki wbudowały w umowy kredytów waloryzowanych, aby po cichutku sterować swoim dochodem. Pokazuje to poniższy wykres zmian wartości spreadu.
RP jest skrótem od Raiffeisen Polbank, wykresy zostały przygotowane na podstawie danych historycznych Raiffeisen Pobank (wcześniej Polbank EFG). Dane do poniższych wykresów są danymi historycznymi RP. Skrót NBP oznacza Narodowy Bank Polski. Prezentowane dane obejmują okres od stycznia 2007 roku do lutego 2015 roku.
Wykres pokazujący zmianę wartości bezwzględnej spreadu, na przestrzeni lat. Jak widać, wartość spreadu wykazuje wyłącznie tendencję wzrostową.
Kolejny wykres jest jeszcze ciekawszy, pokazuje bowiem zmianę wysokości spreadu w stosunku do średniego kursu waluty.
Jak widać, spread „startował” od 12 groszy, by w 2015 roku osiągnąć poziom ponad 40 groszy.
Następny wykres pokazuje stosunek wartości spreadu do średniego kursu waluty.
Jak wyraźnie widać, stosunek wartości spreadu do kursu średniego przez chwilę spadał, by potem zacząć rosnąć do absurdalnej wartości 3,42 raza więcej niż na początku badanego okresu. Później przyszedł „czarny czwartek” i bank obniżył spread do wartości 19 groszy. Czyli i tak wartości o ponad 58% większej niż na początku okresu, kiedy to spread wynosił 12 groszy.
Linia trendu wyraźnie wskazuje na manipulację wysokością spreadu, co udowadnia niezbicie stosowanie mechanizmu manipulacji zyskiem przez bank.
Kolejny wykres pokazuje, jak procentowo zmieniał się kurs średni waluty, a jak procentowo wartość spreadu.
Jak widać, średni kurs waluty w badanym okresie wzrósł o ponad 76%. W tym samym czasie wartość spreadu wzrosła o ponad 242%. Skąd taka rozbieżność? Sterowanie zyskiem, żadne inne wytłumaczenie nie pasuje.
Obrona banku – ale przecież przez te lata rósł koszt obsługi walut
Bank zawsze może się bronić, że wzrósł koszt pozyskania i obsługi waluty. Czyżby na pewno? Więc porównajmy dane historyczne Raiffeisen Polbank z danymi NBP.
Kolejny wykres pokazuje wzrost wartości spreadu w RP i NBP. Okres ten sam, od stycznia 2007 do lutego 2015.
Jak wyraźnie widać, wartość spreadu rosłą dużo szybciej, niż spread NBP.
Kolejny wykres pozwala nam porównać procentowy wzrost wartości spreadu w RP i NBP.
Jest widoczna wyraźna rozbieżność. Spread w NBP wzrósł o 77%, spread RP aż o 242%.
Aby nie być gołosłownym, zobaczmy wykres obrazujący stosunek wartości spreadu NBP do kursów kupna/sprzedaży NBP.
Jak widać, wykres jest praktycznie liniowy. W całym badanym okresie procentowy stosunek spreadu NBP do kursu CHF w NBP jest stały i wynosi 2%.
I ostatni wykres, gdzie zostały nałożone wykresy stosunków wartości kursów średnich i spreadów obu banków.
Zgodnie z oczekiwaniem, zmiana kursu średniego NBP i spreadu NBP pokrywa się. Bo skoro spread w NBP wynosi zawsze 2 %, nie mogło być inaczej. Pokrywa się z nimi również wzrost wartości średniego kursu RP. Ale spread RP odstaje bardzo mocno. Spread w RP wzrastał 3,16x szybciej, niż spread NBP.
Czy ktoś ma jeszcze wątpliwości, że bank stosował i stosuje manipulację kursami walut dla dodatkowych zysków? Pod przykrywką „wzrostu kosztów pozyskania walut” banki najzwyczajniej w świecie łupią konsumentów zawyżając im wysokość raty miesiąc w miesiąc.
Prezes ZBP p. Pietraszkiewicz nie zna wyroków – czyżby?
Mechanizm pozwalający na sterowanie zyskiem został zauważony przez sądy i ma to potwierdzenie w uzasadnieniach wyroków sądowych. Jednym z nich jest wyrok Sądu Apelacyjnego w Warszawie (sygn. akt VI ACa 441/13), który odrzucił apelację od wyroku Sądu Okręgowego w Warszawie (sygn. akt XVII AmC 1531/09).
Sąd Apelacyjny w pełni podtrzymał stanowisko Sądu Okręgowego potwierdzając, że „uprawnienie Banku do określania wysokości kursu sprzedaży CHF nie doznaje żadnych formalnych ograniczeń, zwłaszcza nie przewiduje wymogu aby wysokość kursu ustalonego przez Bank pozostawała w określonej relacji do średniego kursu NBP lub kursu ukształtowanego przez rynek walutowy. Powyższe tj. przyznanie sobie przez Bank prawa do jednostronnego regulowania wysokości rat kredytu waloryzowanego kursem CHF poprzez wyznaczanie w tabelach kursowych kursu sprzedaży franka szwajcarskiego oraz wysokości tzw. spreadu (różnica między kursem sprzedaży i zakupu waluty obcej) przy pozbawieniu konsumenta jakiegokolwiek wpływu i bez wskazania w umowie sposobu ustalania kurów walut, w tym zakresie rażąco – zdaniem Sądu Okręgowego narusza interesy konsumenta i jest sprzeczne z dobrymi obyczajami.”
Ten sam Sąd zauważył jeszcze jedną bardzo ciekawą kwestię. W 2006 roku została wydana przez Komisję Nadzoru Finansowego „Rekomendacja S dotycząca dobrych praktyk w zakresie ekspozycji kredytowych zabezpieczonych hipotecznie”. Punkty 5.2.2. i 5.2.3. tej rekomendacji brzmią:
„[..] 5.2.2. W każdej umowie, która dotyczy walutowych ekspozycji kredytowych powinny znaleźć się co najmniej zapisy dotyczące:
[..] c) sposobów i terminów ustalania kursu wymiany walut, na podstawie którego, w szczególności, wyliczana jest wartość rat kapitałowo-odsetkowych,
[..] 5.3.3. W każdej umowie, która dotyczy ekspozycji kredytowych oprocentowanych zmienną stopą procentową powinny znaleźć się co najmniej zapisy dotyczące:
[..] a) sposobów i terminów ustalania stopy procentowej, na podstawie której wyliczana jest wysokość rat kapitałowo-odsetkowych, [..]”
W skrócie ujmując każda umowa o kredyt waloryzowany zawarta po roku 2006 musiała zawierać zapisy dotyczące sposobów i terminów ustalania kursów wymiany walut. W praktyce we wszystkich umowach znajdowało się określenie, że kurs jest ustalany według tabeli kursowej banku na dzień spłaty raty i … nic więcej. To wszystko. Czy to jest zapis, który można uznać za wyczerpujące określenie sposobu ustalenia kursu? Nie można.
Sąd w wyroku stwierdził, że Rekomendacja S z 2006 roku jako dokument „nie stanowił aktu mającego moc powszechnie wiążącą, lecz treść tego dokumentu wyznaczała granice minimalnych wymagań wobec banków w ich stosunkach z klientami, aby nie naruszały one dobrych obyczajów handlowych (dobrych praktyk) i nie wykorzystywały – zwłaszcza w stosunkach z konsumentami – swojej przewagi kontraktowej.” Postanowienie umowne w większości umów wskazuje jedynie, że „do rozliczeń stosowana jest tabela kursów Banku obowiązująca na dzień spłaty”. Taki zapis oczywiście spełnia wskazane wyżej zalecenia Rekomendacji S zawarte w punkcie 5.2.2. Ale dalej Sąd pisze w swoim orzeczeniu „[..] trafnie Sąd pierwszej instancji zauważył, iż w postanowieniu tym wskazano jedynie termin ustalania kursu waluty, przyjętego do rozliczeń spłaty rat kapitałowo-odsetkowych. Nie został natomiast wskazany sposób ustalania tego kursu. Kwestia ta pozostaje nie tylko poza kontrolą, ale przede wszystkim poza wiedzą klienta, który do ostatniej chwili nie ma możliwości oceny wysokości złotowej swojego zobowiązania na dzień spłaty raty. Taki sposób traktowania klienta jest nie tylko sprzeczny z dobrymi obyczajami, ale także narusza jego interesy w sposób rażący, uzależniając jego sytuację wyłącznie od arbitralnych decyzji banku.”.
Kolejne równie ważne spostrzeżenie Sądu: „Zauważyć przy tym należy, iż większość z zawartych w Rekomendacji S zaleceń w zakresie relacji z klientami, stanowiła podstawę zmian ustawodawczych w prawie bankowym.”
Czyli nie dość, że banki nie stosowały się do polskiego prawa zapisanego m.in. w ustawie Kodeks cywilny, to również nie wykonywał rekomendacji KNF. Problem poważniejszy polega na tym, że nadal to robią.
Co właściwie w umowach kredytowych jest nie tak?
Czym jest wspomniane „rażące naruszanie interesu konsumenta” i „działanie wbrew dobrym obyczajom”? Na czym polega „sprzeczność z dobrymi obyczajami” zapisów w umowie?
Sąd Najwyższy w wyroku z 13 lipca 2005 r. (sygn. akt I CK 832/04) stwierdził, że w rozumieniu art. 3851 Kodeksu cywilnego:
„rażące naruszenie interesów konsumenta” oznacza nieusprawiedliwioną dysproporcję praw i obowiązków na jego niekorzyść w określonym stosunku obligacyjnym, natomiast
„działanie wbrew dobrym obyczajom” w zakresie kształtowania treści takiego stosunku obligacyjnego wyraża się w tworzeniu przez partnera konsumenta takich klauzul umownych, które godzą w równowagę kontraktową tego stosunku”.
Musimy się w tym momencie odnieść do prawa wyrażonego w ustawie Kodeks cywilny (k.c.), a konkretnie artykułu 3851 (tu treść w kontekście niedozwolonych postanowień umownych).
Jego treść brzmi:
„Art. 3851 §1. Postanowienia umowy zawieranej z konsumentem nieuzgodnione indywidualnie nie wiążą go, jeżeli kształtują jego prawa i obowiązki w sposób sprzeczny z dobrymi obyczajami, rażąco naruszając jego interesy (niedozwolone postanowienia umowne). Nie dotyczy to postanowień określających główne świadczenia stron, w tym cenę lub wynagrodzenie, jeżeli zostały sformułowane w sposób jednoznaczny.
§ 2. Jeżeli postanowienie umowy zgodnie z § 1 nie wiąże konsumenta, strony są związane umową w pozostałym zakresie.
§ 3. Nieuzgodnione indywidualnie są te postanowienia umowy, na których treść konsument nie miał rzeczywistego wpływu. W szczególności odnosi się to do postanowień umowy przejętych z wzorca umowy zaproponowanego konsumentowi przez kontrahenta.
§ 4. Ciężar dowodu, że postanowienie zostało uzgodnione indywidualnie, spoczywa na tym, kto się na to powołuje.”.
Czy postanowienie umowne określające kurs kupna-sprzedaży waluty jest postanowieniem określającym główne świadczenia stron?
Sąd w uzasadnieniu wyroku ustalił, że „głównym świadczeniem ze strony Banku jest udzielenie kredytu drugiej stronie, zaś głównymi świadczeniami kredytobiorcy jest ustanowienie hipoteki na rzecz Banku oraz spłata kredytu zgodnie z przewidzianymi w umowie warunkami.”. I dodatkowo uściślił ” Jakkolwiek problem waloryzacji rat kredytu i przeliczania należności banku z waluty obcej na polską jest pośrednio związany ze spłatą kredytu, to jednak, zdaniem Sądu, nie można uznać, że ustalenia w tym zakresie stanowią postanowienia dotyczące głównych świadczeń stron. Są to postanowienia poboczne, o drugorzędnym znaczeniu.”.
Czyli postanowienie umowne określające kurs waluty nie jest głównym postanowieniem umownym. Tak naprawdę ten fakt nie ma większego znaczenia, ponieważ postanowienie określające główne świadczenia stron, jeżeli nie jest sformułowane jednoznacznie, również nie wiąże konsumenta.
Czy zasady ustalania kursów walut zostały uzgodnione indywidualnie z konsumentem? No nie, przecież bank narzuca tabelę kursową, a w umowie nie jest określone jednoznacznie, jak bank te kursy w swoich tabelach kursowych ustala. W umowie określony jest jedynie dzień miesiąca (termin), z którego bank weźmie sobie wartość kursu i co miesiąc przeliczy ratę wyrażoną w CHF na polskie złotówki.
Z orzeczenia Sądu: „Istotne z punktu widzenia niniejszej sprawy jest bowiem to, że waloryzacja rat kredytów udzielanych na podstawie analizowanej Umowy o kredyt hipoteczny odbywa się w oparciu o tabele kursowe sporządzane przez pozwanego i to uprawnienie Banku do określania wysokości kursu sprzedaży CHF nie doznaje żadnych formalnie uregulowanych ograniczeń. Wzorzec umowy o kredyt hipoteczny nie precyzuje bowiem sposobu ustalania kursu wymiany walut wskazanego w tabeli kursów banku. W szczególności postanowienia przedmiotowej umowy nie przewidują wymogu, aby wysokość kursu ustalanego przez Bank pozostawała w określonej relacji do aktualnego kursu CHF ukształtowanego przez rynek walutowy lub na przykład kursu średniego publikowanego przez Narodowy Bank Polski. Oznacza to, że Bankowi pozostawiona została dowolność w zakresie wyboru kryteriów ustalania kursu CHF w swoich tabelach kursowych, a przez to kształtowania wysokości zobowiązań klientów, których kredyty waloryzowane są kursem CHF.”.
Tak na zdrowy rozsądek, czy bankowe kursy walut są atrakcyjne z punktu widzenia konsumenta? Kto kupuje walutę w banku przy spreadzie sięgającym 40 groszy (10% ceny waluty), kiedy można w każdej chwili kupić ją w kantorze, rzeczywistym lub wirtualnym, ze spreadem wynoszącym 2-5 groszy? Więc właściwie po co bank ustala tak wysokie ceny dla sprzedaży i tak bardzo niskie dla kupna waluty?
Odpowiedzią są kredyty hipoteczne udzielone konsumentom w latach 2005-2010 i spłacane przez 20-35 lat. Kilkaset tysięcy polskich konsumentów podpisało umowy i gwarantują bankom zysk przez dziesiątki lat. A manipulacja ceną waluty (spreadem) pozwala jeszcze te zyski podnieść. Dlaczego bank ma zarobić tylko 30 milionów, kiedy może 32 miliony? A czy może 35 milionów?
Oczywiście że może, wystarczy zwiększyć spread. Prosty sposób na zwiększenie zysków. I to robią dokładnie wszystkie banki, które udzielały kredytów waloryzowanych do waluty obcej. I właśnie utraty tej możliwości się boją. I tego, że ich plan został w końcu przejrzany. Najpierw UOKiK, a później sądy uznały takie działanie za niedozwolone, a zapisy pozwalające bankom na manipulację zyskiem kosztem konsumenta zostały uznane za niedozwolone postanowienia umowne.
Czy moja umowa kredytowa jest cała nieważna czy częściowo nieważna?
Dobre pytanie. W pewnym sensie odpowiedź brzmi: 2 x Tak. Wyjaśnijmy tą logiczną sprzeczność.
Ale najpierw pewne wyjaśnienie. Niedozwolone zapisy umowne w już istniejącej i wykonywanej umowie są bezskuteczne. Nie „nieważne”, ale „bezskuteczne”. Wynika to z odmiennego definiowania tych pojęć. Bezskuteczność oznacza, że dany zapis w umowie nie może być wykonywany.
Klauzula abuzywna -> inaczej niedozwolona, zakazana -> jest bezskuteczna w umowie, ale nie wyklucza ważności tej umowy.
Umowa ważna po wykreśleniu klauzul abuzywnych – złotówkowa oparta na Liborze.
Przyjmując, że zgodnie z wspomnianym at. 3851 k.c. zapisy umowne będące niedozwolonymi zapisami umownymi „znikają” z umowy (są bezskuteczne), a sama umowa po ich „wykreśleniu” pozostaje logicznie spójna i może być wykonana, więc kredyt jest de facto kredytem udzielonym w PLN i powinien być spłacany w PLN. Bez przewalutowań i bez spreadów, one w umowie już nie istnieją. Ponieważ zapisy umowne ustalające marżę za uruchomienie kredytu oraz oprocentowanie kredytu (najczęściej stała marża plus Libor 3M CHF) w umowie nadal są, kredyt pozostaje oprocentowany po staremu. W skrócie – kredyt złotówkowy z oprocentowaniem opartym o Libor 3M CHF. Czy tak można? Oczywiście, to wynika z umowy. Czy to jest korzystne dla banku? Jest mniej korzystne, bo zysk z kredytu złotówkowego opartego na Libor dla banku jest dużo niższy. Ale uwaga – zysk jest i to stanowi podstawę do tego, aby umowa po wykreśleniu niedozwolonych zapisów umownych nadal spełniała wszystkie parametry decydujące o tym, czy kredyt nadal jest kredytem hipotecznym.
Bank nie może się zasłaniać stwierdzeniem, że takiej umowy to on nigdy by nie podpisał. Bo istotne jest nie to, że bank podpisał (w jego opinii) niekorzystną umowę, ale to, że umowa z mocy prawa jest ważna. Przedsiębiorca z definicji ponosi ryzyko działalności gospodarczej i taka argumentacja byłaby na poziomie przedszkola (bankowego).
Często powtarzanym w mediach argumentem jest, że Banki stracą. Nie można się z tym zgodzić. Bank nie traci kwot kredytu, które zostały wypłacone konsumentowi. Bank mniej zarobi na kredycie. Kwota kredytu zostanie spłacona zgodnie z harmonogramem i odsetkami, tyle że mniejszymi niż dotychczas bank szacował. Stracić a mniej zarobić to są dwie kompletnie różne sprawy.
Banki nigdy franków nie miały, kredyty były udzielone w PLN i wypłata transz kredytów również odbyła się w PLN. Przeciętny konsument nigdy na oczy CHF nie widział, nie miały go również banki w momencie wypłacania kredytów.
Podsumowując, w przypadku uznania bezskuteczności części zapisów umownych mamy hipoteczny kredyt złotówkowy, oprocentowany jako suma stałej marży banku i zmiennego wskaźnika Libor XM CHF.
Umowa nieważna po wykreśleniu klauzul abuzywnych – nieważność umowy.
W opinii niektórych prawników, nieważny może być cały kredyt. Potencjalnie stawką w grze może być nie tylko zamiana kredytu na złotowy, ale wręcz unieważnienie całej umowy – czyli jeśli bank udostępnił kwotę 300 000 zł, a klient do tej pory spłacił 140 000 (w tym większość to odsetki), to jego dług wobec banku wynosi tylko 160 000 zł. Wszystkie odsetki są anulowane, bo umowy nie ma. Klient ma tylko oddać 160 000 zł i strony są rozliczone.
Powód? Zgodnie z prawem kredyt to kwota postawiona klientowi do dyspozycji. Konkretna kwota, a nie dług codziennie zmieniający swoją wartość. Jeśli klient wziął z banku 300 000 zł, a dzisiaj okazuje się, że kapitał do spłaty wynosi 600 000 zł, to być może to wcale nie jest kredyt? Kwota kapitału do spłaty jest zmienna, co może być sprzeczne z naturą usługi o nazwie “kredyt hipoteczny” i zapisami definiującymi w prawie bankowym jej podstawowe cechy.
Kolejnym argumentem jest fakt, że hipoteki są wyrażone w złotych. Co to zmienia? Wyjaśnijmy. To że strony umowy wskazują inną walutę zobowiązania, a inną walutę wykonania tego zobowiązania, jest zgodne z tzw. zasadą swobody umów (art. 3531 k.c.). taka modyfikacja dotyczy jednak wyłącznie sposobu wykonania zobowiązania, ale nie powoduje zmiany waluty wierzytelności na złote. „Gdy strony umowy o kredyt ustalą, że zapłata kredytu nastąpi w złotych, dłużnik powinien postępować zgodnie z treścią zawartego zobowiązania, a na wierzycielu spoczywa obowiązek współdziałania (art. 354 § 1 i 2 KC). Kredyt w tej postaci powinien być zabezpieczony hipoteką ustaloną w walucie obcej, a więc w tej, w której jest wyrażona wierzytelność. Wynika to z zasady akcesoryjności hipoteki. Zgodnie z art. 68 zdanie drugie ustawy z dnia 6 lipca 1982 r. o księgach wieczystych i hipotece (t.j. Dz.U. z 2001 r. Nr 124, poz. 1361 ze zm.) – w brzmieniu sprzed nowelizacji dokonanej ustawą z dnia 26 czerwca 2009 r. o zmianie ustawy o księgach wieczystych i hipotece oraz niektórych innych ustaw (Dz.U. Nr 131, poz. 1075) – jeżeli wierzytelność została zgodnie z prawem wyrażona w innym pieniądzu niż pieniądz polski, hipotekę należało wyrazić w tym innym pieniądzu. Nieprawidłowe byłoby zatem ustanowienie w takim przypadku hipoteki w złotych, gdyż nie była to rzeczywista waluta wierzytelności, a jedynie oznaczenie pieniądza, w którym miały być podejmowane czynności wykonawcze wynikające z zobowiązania.”.
Wracając do unieważnienia umowy, ma ono swoje dobre i słabe strony.
Niewątpliwym plusem byłoby to, że następuje tzw. wzajemny zwrot świadczeń, bez naliczania odsetek. To co dotychczas zostało wpłacone dostajemy zwrotnie jak nieoprocentowaną lokatę terminową. jak w przykładzie wyżej, bank zwraca 140 000 zł, a w praktyce rozlicza to w ramach wypłaconych 300 000 zł kredytu. I tu dochodzimy do minusów. Bo skąd wziąć od ręki pozostałe 160 000 zł do zwrotu bankowi? Umowa nieważna, trzeba zwrócić natychmiast, takie zasady. Sprzedać mieszkanie? Nie da się, obciążone hipoteką do czasu rozliczenia z bankiem. Wziąć kredyt na tą kwotę? W tym samym banku? Na jakich zasadach? To nowy kredyt, bank wie że MUSIMY oddać, czy zaproponuje atrakcyjne warunki kredytowania, kiedy przed chwilą „stracił” przyszłe zyski?
Jeżeli w Polsce ruszy lawina unieważniania kredytów waloryzowanych, banki z jednej strony czerwone ze złości będą musiały tłumaczyć akcjonariuszom, dlaczego ich akcje spadają na wartości lub dlaczego nie ma wypłaty dywidend. Z drugiej strony będzie masa umów kredytowych do podpisania, bo większość konsumentów nie jest w stanie sfinansować gotówką wzajemnego zwrotu.
Umowa nieważna bo kredyt jest instrumentem finansowym
Argumentem za uznaniem nieważności wszystkich umów waloryzowanych walutą obcą może być odpowiedź Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości na pytanie prejudycjalne, postawione przez sąd węgierski, czy wbudowana w umowę kredytu klauzula indeksacyjna jest instrumentem finansowym działającym pod dyrektywą MIFID (Markets in Financial Instruments Directive – Dyrektywa w sprawie rynków instrumentów finansowych). Jeśli Trybunał wypowie się pozytywnie, oznaczać to będzie, że oferując kredyt z taką klauzulą, banki miały obowiązek szerokiego informowania o ryzyku walutowym oraz sprawdzenia m.in., czy klient zarabia w walucie obcej”, pisze prawniczka kancelarii Harvest Legal House. Ma rację – odpowiedź na TAK w praktyce oznaczałaby to, że unijny Trybunał Sprawiedliwości uważa, iż kredyt walutowy jest nie tylko kredytem, ale też zakładem o wartość waluty, a więc czymś w rodzaju kredyto-inwestycji. A tak się składa, że zaoferowanie klientowi każdego produktu inwestycyjnego obwarowane jest koniecznością przeprowadzenia badania profilu ryzyka klienta, sprawdzenia, czy nadaje się do gry na walutach, i przekazania mu znacznie szerszych informacji o ryzyku. Oczywiście ani jeden klient kredytu walutowego takiej procedury – wynikającej z dyrektywy MIFiD – nie przeszedł. Gdyby okazało się, że powinien, banki mogłyby się spodziewać ciężkich konsekwencji. Czy skutkiem odpowiedzi na „TAK” byłoby rozwiązanie umów kredytowych lub obowiązek ich przewalutowania na koszt banku? Nie wiadomo, ETS swojego orzeczenia jeszcze nie wydał, na dzień publikacji niniejszego opracowania.
BTE – bankowy tytuł egzekucyjny
Zdecydowana większość umów ma wpisaną klauzulę o tzw. BTE – bankowym tytule egzekucyjnym. Jest to potężne, niebezpieczne narzędzie, które sprawia, że banki są tak naprawdę wszechmocne i mało zainteresowane tym, aby wyjść naprzeciw swoim klientom. Jeżeli kredytobiorca nie spłaci określonej ilości rat, bank może wymówić kredyt wystawić BTE, na podstawie którego jest w stanie odebrać kredytobiorcy wszystko, cały majątek. BTE może być wystawione standardowo na kwotę dwukrotnie wyższą, niż kwota pierwotna zaciągniętego kredytu. Bank nie musi iść do sądu, aby egzekwować dług, wystawia BTE, nadaje mu tytuł wykonalności i oddaje sprawę do komornika lub sprzedaje dług firmie windykacyjnej. Najczęściej ofiarą BTE padają osoby fizyczne i drobni przedsiębiorcy, bo są słabszą stroną w każdym sporze z bankiem.
Przed takim narzędziem jak BTE ciężko się bronić. Z kilku powodów. Bo często człowiek dowiaduje się, że je przeciwko niemu zwrócono dopiero wtedy, kiedy ma już pozajmowane konta, a komornik puka do drzwi. Kolejny powód jest taki, że choć – zgodnie z prawem – sąd na wniosek banku ma trzy dni, aby tytułowi nadać klauzulę wykonalności lub z przyczyn formalnych go odrzucić, to nie ma ram czasowych, żadnego przepisu, jak szybko wymiar sprawiedliwości powinien odpowiedzieć na zażalenie klienta. A trwa to zazwyczaj długo. – Najlepszy wynik, jaki udało mi się uzyskać, to dwa miesiące od wniesienia zażalenia do sądu okręgowego na klauzulę wykonalności, jaką nadał sąd rejonowy – opowiada pewien prawnik. – Wprawdzie wygraliśmy, ale bank już zabrał całe pieniądze, jakie chciał, i pozostała długa droga procesu o zwrot – rozkłada ręce. Inny przypadek: postępowanie zażaleniowe trwało 10 miesięcy, zakończyło się sukcesem. Ale bank wystawił następny BTE, w tej samej sprawie, poprawiony. To częsta praktyka, że instytucje finansowe wystawiają tytuły egzekucyjne aż do skutku, choć według zasad dobrych praktyk Związku Banków Polskich nie powinny tak robić. Bo przecież „zasady dobrych praktyk” to tylko zasady, nie prawo …
Nadmienię tylko, że tak dziwnego i jednostronnie działającego narzędzia, jakim jest BTE, w innych krajach nie ma. Tylko w Polsce to się jeszcze uchowało.
Na szczęście zapaliło się światełko dla tych, co z kredytem już sobie nie radzą. Wyrokiem Sądu Okręgowego w Szczecinie (sygn. akt I C 554/14) zostało wstrzymane wykonanie BTE w stosunku do kredytobiorcy. Dlaczego? Bo kwota żądana przez bank została wyliczona po kursie CHF z dnia wystawienia BTE, czyli kursie obciążonym tym samym niedozwolonym zapisem umownym, co raty kredytu – kurs waluty wg tabel banku. Drugim argumentem było to, że kwota żądana do zwrotu w ramach BTE przewyższała mocno pierwotną kwotę wypłaconego kredytu. A przecież bank może żądać spłaty wyłącznie pierwotnej wartości kredytu plus ustalonych w umowie odsetek. Dla zainteresowanych gorąco polecam lekturę uzasadnienia wyroku „szczecińskiego”.
Przecież banki o tym wszystkim wiedzą, co z tym robią?
To jest bardzo ważne pytanie.
Jaka odpowiedź się nasuwa? NIC? Właśnie taka, robią z tym nic.
Banki doskonale znają zasady działania mechanizmu, o którym mowa, same go stworzyły. Mają pełną świadomość, że w umowach kredytowych są niedozwolone zapisy umowne, wiedzą, że w sądach przegrają każdą ze spraw. Ale jednocześnie banki są doskonałe w robieniu statystyk i kalkulacji. To ekonomiści.
Kalkulacja jest taka: mamy 500 000 kredytobiorców. Statystycznie 1 konsument na 50 pójdzie do sądu.
Daje to liczbę 10 000. Sprawy w sądzie potrwają średnio 2-3 lata, bo bank będzie odwoływał się do wszystkich kolejnych instancji. Przynajmniej 1/3 nie wytrwa spraw sądowych, zniechęci się, braknie im pieniędzy, etc. Kolejna 1/3 źle sformułuje swoje roszczenia, trafi na niekompetentnych prawników lub takich, których nie poradzą sobie z prawnikami banków.
Zostaje jakieś 3333 osób. Wystarczająco zdeterminowanych, aby osiągnąć swój cel, dotrwać do końca, będących w stanie sfinansować koszty kancelarii. Oni ostatecznie wygrają, „odfrankowią” swoje kredyty i będą mieli w końcu normalny kredyt hipoteczny, którego wysokość jest policzalna i gdzie koszt kolejnej miesięcznej raty nie zrujnuje ich budżetu.
Banki stać na procesowanie się z 10 000 osób. Nawet gdyby wszystkie z nich dotrwały i wygrały w sądzie, koszt przegranych spraw i tak będzie niewspółmierny do zysków osiągniętych z pozostałych 490 000 umów.
Marnie to brzmi. Oznacza ni mniej ni więcej, że banki nie mają żadnego interesu w dobrowolnym usuwania z umów niedozwolonych zapisów umownych. I nie zaczną ich usuwać, póki nie zostaną do tego zmuszone przez UOKiK. Dlaczego nie KNF, Ministerstwo Finansów lub ZBP? Ponieważ ZBP nie ma w tym interesu i trzyma stronę banków. Z kolei Ministerstwo Finansów nie ma narzędzi prawnych do zdyscyplinowania banków.
Wymusić przestrzeganie prawa może wyłącznie UOKiK we współpracy z KNF. Ma narzędzia i de facto do takich spraw jest powołany. Kiedy zostaje zgłoszone zbiorowe naruszenie interesu konsumentów, wszczyna postępowanie wyjaśniające. Może wezwać banki do wyjaśnienia zaistniałej sytuacji i spytać czy jest prawdą, że w swoich umowach stosują niedozwolone zapisy umowne.
(http://www.prawo24.pl/a/post%C4%99powanie-przed-prezesem-urz%C4%99du-ochrony-konkurencji-i-konsument%C3%B3w-%28uokik%29) „[..] Przed Prezesem Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów (UOKiK) prowadzone mogą być m.in. postępowania w sprawie praktyk naruszających zbiorowe interesy konsumentów oraz poprzedzające je postępowanie wyjaśniające. Postępowanie wyjaśniające jest wszczynane z urzędu przez Prezesa Urzędu, jeżeli okoliczności wskazują na możliwość naruszenia przepisów prawa konkurencji. Ma ono na celu przede wszystkim wstępne ustalenie, czy nastąpiło naruszenie przepisów, badanie rynku, określenie jego struktury i stopnia koncentracji czy wstępne ustalenie istnienia obowiązku zgłoszenia zamiaru koncentracji. Nie powinno ono trwać dłużej niż 30 dni, a w przypadku spraw szczególnie skomplikowanych – nie dłużej niż dni 60.
[..] Każdy może także zawiadomić na piśmie o podejrzeniu stosowania praktyk naruszających zbiorowe interesy konsumentów. W tego typu sprawach może zostać zawarta ugoda, o ile nie zmierza ona do obejścia prawa lub nie narusza interesu publicznego albo interesu konsumentów. Postępowanie takie powinno zakończyć się w ciągu 2 miesięcy od wszczęcia, a w sprawie szczególnie skomplikowanej – trzech.”.
To że w umowach są niedozwolone zapisy umowne, wiadomo już od 2010 roku. W praktyce są one zawarte we wszystkich waloryzowanych umowach kredytowych, zawieranych w latach 2005-2010, jak i nie wcześniejszych. UOKiK o tym wie, bo już badał część wzorców umownych i wygrywał z bankami w sądzie (pozwy zbiorowe przeciwko Millenium i mBank). Sąd Ochrony Konkurencji i Konsumentów w 2010 roku wpisał wzorce niedozwolonych zapisów umownych do Rejestru Klauzul Niedozwolonych. Treść wpisanych do rejestru wzorców jest powtarzalna w większości umów.
Tu należy zaznaczyć, że „[..] stosowanie postanowień wzorców umów o treści tożsamej z treścią postanowień uznanych za niedozwolone prawomocnym wyrokiem Sądu Okręgowego w Warszawie — Sądu Ochrony Konkurencji i Konsumentów i wpisanych do rejestru, o którym mowa w art. 47945 § 2 k.p.c., może być uznane w stosunku do innego przedsiębiorcy za praktykę naruszającą zbiorowe interesy konsumentów [..]”, oraz „W uzasadnieniu sąd wskazał, że „[..] praktyka naruszająca zbiorowe interesy konsumentów art. 23a u.o.k.k. [obecnie art. 24] obejmuje również przypadki wprowadzania jedynie zmian kosmetycznych polegających na przestawieniu wyrazów lub zastąpieniu jednych wyrazów innymi, jeżeli tylko wykładnia postanowienia pozwoli stwierdzić, że jego treść mieści się w hipotezie zakazanej klauzuli. Stosowanie klauzuli o zbliżonej treści do klauzuli wpisanej do rejestru godzi przecież tak samo w interesy konsumentów jak stosowanie klauzuli identycznej, co wpisana do rejestru [..]” (Uchwała Sądu Najwyższego, SNz dnia 13 lipca 2006 r., sygn. akt IIISZP3/06).
Nie jest zatem konieczna literalna identyczność klauzuli wpisanej do rejestru i porównywanego z nią zapisu umownego. Za niedozwolone, w ramach praktyk przedsiębiorców, zostaną uznane także takie postanowienia umowy, które po dokonaniu jej interpretacji mieszczą się w zakresie treści klauzuli wpisanej do rejestru.
I ponownie mamy problem. Konsument uzna, że wskazany zapis umowny jest zgodny z klauzulą abuzywną wpisaną do rejestru. Więc idzie do banku i składa reklamację z żądaniem usunięcia takiego zapisu z umowy. Bank odmawia, twierdząc, że jego zdaniem zapis wcale nie jest abuzywny. Co dalej? Pozostaje tylko sąd lub zgłoszenie sprawy do UOKiK.
Sprawy sądowej bank nie będzie się obawiał. Ale postępowania wyjaśniającego ze strony UOKiK już będzie się bał. Dlaczego? Bo UOKiK, jak żadna inna instytucja w Polsce ma prawo egzekwować przestrzegania prawa przed przedsiębiorców (którymi są również banki), a przede wszystkim może ukarać bank za stosowanie niezgodnych z prawem, rażąco naruszających interes konsumentów i sprzecznych z dobrymi obyczajami. Stara zasada brzmi: najbardziej boli dostać po kieszeni. Kara finansowa.
Osobną kwestią jest, jakie kary mógłby nakładać UOKiK? Jest to oczywiście w pełni arbitralna decyzja Urzędu, ale spróbujmy policzyć, co może zaboleć banki. Przyjmijmy dla uproszczenia, że umów jest 500 tysięcy, z każdej umowy co miesiąc jest spłacana rata w wysokości średnio 400 CHF. Podniesienie spreadu o 1 grosz daje zysk w sumie 2 mln PLN. Podnieśmy spread o 10 groszy – zysk banków zwiększa się o 20 mln PLN. Miesięcznie. W skali roku 240 mln PLN. To nie jest mało. Ile więc musiałaby wynieść sumaryczna kara finansowa nałożona na banki, aby zaczęła przynosić skutek? Stawiam na miliard PLN, wartość, jakiej nigdy jeszcze nie osiągnęły kary nakładane przez UOKiK.
20 miliardów „strat” banków – skąd taka kwota?
Uważacie, że powyższe pokazuje skalę kwot, o jakie idzie gra? Nie pokazuje. Bo gra nie idzie o 10 groszy mniej lub więcej na spreadzie. Prawdziwe pieniądze są w tym, co banki muszą zwrócić za dotychczas wykonywane kredyty. Kiedy umowa przestaje być indeksowana czy denominowana i staje się normalnym kredytem złotówkowym, banki muszą zwrócić nadpłatę.
Orientacyjna kwota sporna dla kredytu zaciągniętego w połowie 2007 roku i regularnie spłacanego wynosi około 40.000 PLN. Taka jest nadpłata w stosunku do tego, ile by zapłacił konsument spłacając kredyt od początku w PLN. Mnożąc tą kwotę przez 500.000 kredytobiorców, otrzymujemy kwotę 20.000.000.000 PLN, czyli tzw. „stratę” banków. 20 miliardów. Uwaga, mowa tylko o kwocie, jaką banki muszą zwrócić tytułem nadpłat. Nie liczymy tzw. utraconych przyszłych korzyści zysków.
Teraz również wiecie, o co walczą banki i skąd się wzięła podawana w mediach kwota 20 miliardów.
Realnie banki musiałyby zwrócić około 10-12 mld PLN jako kwoty nadpłacone przez kredytobiorców przez 7-8 lat spłacania kredytu. Biorąc jednak pod uwagę fakt, że od kilku lat, rok po roku banki ogłaszały wciąż nowe, wyższe rekordy wypracowanych zysków, stanowić to będzie niewielką wyrwę w ich dochodach. Tym bardziej, że nadwyżki były pobierane przynajmniej od 8 lat, tj. od 2007 roku – największy wysyp kredytów waloryzowanych. Dzieląc kwotę 12 mld przez 8 lat, otrzymujemy “zaledwie” 1,5 mld PLN. A pamiętajmy, że tymi pieniędzmi banki przecież obracały i zarabiały. W przypadku zwrotu banki odliczą sobie zwrócone kwoty od dochodu i zmniejszą podatek.
Zyski banków netto (dane KNF i Forbes):
2012 – 16,1 mld,
2013 – 15,4 mld,
2014 – 16 mld.
Jest z czego zwracać. Nie ma tragedii i żaden bank nie upadnie. A jeżeli nawet, miejsce po nim natychmiast zagospodarują inne.
Natura horret vacuum – Natura nie znosi próżni.
Zakończenie
Jeżeli dotarłeś Szanowny Czytelniku do tego miejsca opracowania, teraz już rozumiesz, o co walczą kredytobiorcy, czym są tzw. „straty” banków i dlaczego żadna z osób, które wzięły kredyty waloryzowane nie chce ani złotówki pomocy od Państwa Polskiego ani powoływania specjalnych funduszy mających pomagać tym, co nie radzą sobie ze spłatą zawyżonych kursem obcej waluty rat.
Mamy nadzieję, że niniejszy dokument przekonał Ciebie czytelniku do naszego punktu widzenia, że poprzesz nas i powiesz „Stop Bankowemu Bezprawiu!”.
Przekaż proszę to opracowanie jak najszerszej grupie osób, szczególnie tym, dla których kontakt z tematem kredytów „frankowych” następuje po raz pierwszy.
Dodatkowe definicje i uzupełnienie materiału
Kontrolna abstrakcyjna to kontrola wzorca umowy (np. kredytowej) pod kątem występowania w nim klauzul niedozwolonych. Kontrola ta dokonywana jest w trybie postępowania sądowego w sprawach o uznanie postanowienia wzorca umowy za niedozwolone (abuzywne).
Charakterystycznym dla kontroli abstrakcyjnej jest to, że dokonuje się jej w oderwaniu od konkretnego stosunku umownego i niezależnie od tego, czy wzorzec był czy też nie, zastosowany w jakiejś konkretnej umowie z konsumentem.
Wzorzec umowy – szablon umowy, którym posługuje się bank w przypadku zawierania umów kredytowych. Taki wzorzec podlega kontroli pod kątem klauzul niedozwolonych.
Poprzez pojęcie – wzorzec umowy – rozumie się ustalone jednostronnie warunki umów, wzory umów, regulaminy. Przykładem może być regulamin serwisu lub sklepu internetowego. Samej kontroli podlega natomiast postanowienie wzorca umowy, czyli konkretny zapis.
Spread – różnica pomiędzy kursem (ceną) sprzedaży a kursem (ceną) kupna aktywów (np. walut). Spread wynosi zazwyczaj kilka procent. Udzielając kredytu w obcej walucie bank przelicza kredyt po kursie kupna (niższym) waluty kredytu, natomiast przy spłacie bierze pod uwagę dzienny kurs sprzedaży (wyższy) tej waluty. Jeśli spread wynosi 0, oznacza to, że jest to transakcja bezkosztowa.
Ukryta marża banku – tak się nazywa spread w umowie, ponieważ stanowi on dodatkowy zysk banku, np. w przypadku udzielonych przez bank kredytów walutowych. Szacunkowo spread na poziomie 12% podwyższa faktyczne oprocentowanie kredytu o około 1 punkt procentowy dla całej umowy, a 6% to około 0,5 punktu procentowego ukrytej marży kredytu. Jeżeli w umowie nie określono jednoznacznie warunków ustalania wysokości spreadu, klauzule powołujące się na przeliczanie wartości kredytu i jego każdej raty po kursie kupna-sprzedaży banku są niedozwolonymi zapisami umownymi (klauzule abuzywne).
Czym są klauzule niedozwolone
Klauzule niedozwolone (zwane inaczej abuzywnymi) to:
(1) postanowienia umowy zawieranej z konsumentem
(2) nie uzgodnione indywidualnie,
(3) kształtujące jego prawa i obowiązki w sposób sprzeczny z dobrymi obyczajami,
(4) rażąco naruszając jego interesy.
Wszystkie te przesłanki muszą być spełnione łącznie aby mówić o postanowieniu niedozwolonym.
Bez znaczenia jest czy konsument był kiedykolwiek stroną umowy oraz czy odstąpił, czy też nie od przedmiotowej umowy jeszcze przed wytoczeniem powództwa. Ocena postanowień umownych odbywa się w oderwaniu od jakiegokolwiek stosunku prawnego łączącego przedsiębiorcę z konsumentem.
Z wyroku SOKIK: „Sąd dokonuje kontroli wzorca umowy w trybie art. 479[36] Kpc. Kontrola ta ma zaś charakter abstrakcyjny i dotyczy wyłącznie treści postanowień zawartych we wzorcu, a ściślej czy są one niedozwolone czy nie. Z tego też względu ocenie Sądu podlega treść zapisu wzorca, a nie sposób jego wykorzystania, czy jego powszechność w analogicznych wzorcach umowy firm konkurencyjnych. W tej sytuacji ocena znaczenia postanowień wzorca umowy następuje w oderwaniu od warunków ekonomicznych i gospodarczych działalności prowadzonej przez przedsiębiorcę. Nie mają również żadnego znaczenia kwestie sposobu organizacji, specyfiki działalności dydaktycznej prowadzonej przez przedsiębiorcę”
Ugoda w postępowaniu o uznanie postanowienia za niedozwolone jest niedopuszczalna
Należy wskazać, iż niedopuszczalne jest zawarcie ugody przed SOKiK. Prawomocny wyrok Sądu Okręgowego w Warszawie ma skutek wobec innych przedsiębiorców, stosujących podobne postanowienia umowne.
Prezes UOKiK uzyskuje wgląd do takich wyroków i na tej podstawie prowadzi rejestr postanowień wzorców umowy uznanych za niedozwolone. Od chwili wpisania klauzul abuzywnych do rejestru wzorców umowy uznanych za niedozwolone, obowiązuje zakaz stosowania tych klauzul w innych umowach zawieranych w obrocie konsumenckim.
Skutek dla umów już podpisanych i kontynuowanych (niezakończonych całkowitą spłatą) jest taki, że niedozwolone zapisy umowne w tych umowach są bezskuteczne, czyli tak jakby nigdy w umowie nie istniały.