Bankowy trolling – SPEKULANCI I CWANIACY

Bankowy troll
Bankowy troll

Tak to w życiu bywa, że opinię na większość tematów, wypracowujemy sobie na podstawie własnych doświadczeń. Ale co zrobić, jeśli jakaś dziedzina życia jest nam zupełnie obca i nie jesteśmy w stanie samodzielnie jej ocenić? Możemy wesprzeć się opiniami ekspertów lub zajrzeć do mediów. Co jednak zrobić, jeśli twierdzenia głoszone przez specjalistów lub popularne środki przekazu nie są rzetelne i ewidentnie przynoszą korzyści ich twórcom?

No właśnie… Coraz częściej popadamy w tego typu konsternację. W cyklu „Bankowy trolling” przyjrzymy się bliżej obiegowym opiniom, kreowanym przez specjalistów sektora bankowego. Zaczynamy od najpopularniejszej.

„FRANKOWICZ TO SPEKULANT I CWANIAK.” Próbował przechytrzyć uczciwego kredytobiorcę, a za zarobione pieniądze, kupował domy i samochody.

Przyjmując tą argumentację, należałoby uznać, że to frankowicze przygotowali mechanizm spekulacyjny, w który wciągnęli banki. Czyli to nie banki chciały spekulować a ich klienci… Idąc dalej tym tropem, należałoby stwierdzić, że to kredytobiorcy określają poziom WIBOR-u, drylującego
co miesiąc kredytobiorców złotowych. Czy brzmi to poważnie?

Banki nie mogły być zaskoczone zmiennością kursu walut i w pełni zdawały sobie sprawę z tego, że udzielanie kredytów indeksowanych do walut obcych jest niebezpieczne – choćby dlatego, że pod koniec lat 80-tych, dokładnie tą sama metodą zrujnowały kredytobiorców w Australii. Ciekawe, że w oficjalnej narracji ten fakt pomijany jest milczeniem. Czy zatem instytucje “zaufania publicznego” doznały zbiorowej amnezji i zapomniały o procesach, jakie masowo wytaczali im australijscy frankowicze?

Biorąc pod uwagę oczywistą premedytację, z jaką banki wprowadzały swoje toksyczne instrumenty finansowe, przestaje dziwić potężna kampania reklamowa, jaką  została uruchomiona w okolicach 2008r., by intensywnie rozpropagować zadłużanie. W tym kontekście można też zrozumieć nagłe, milionowe zyski firm „doradztwa kredytowego”, które dokładnie w tym samym okresie za podpis namówionego frankowicza brały do 1% wartości udzielonego kredytu, czyli średnio 2500 zł od głowy. Dziwnym zbiegiem okoliczności w okresie „bankowego eldorado” nastąpił też rekordowy wzrost nielegalnego transferu pieniędzy z Polski (raport GFI).

O spekulacyjnym charakterze współczesnej bankowości dobitnie świadczą głośne wyroki chorwackich i hiszpańskich sądów, które kredyty we franku szwajcarskim jednoznacznie uznały za „narzędzie spekulacyjne”. Zwieńczeniem tych orzeczeń mogą być wielomiliardowe kary, jakie KE cyklicznie nakłada na największe globalne banki za manipulowanie rynkiem i kursami walut.

Zaraz, zaraz… a co z tymi domami i samochodami? Możliwe, że byli jacyś kredytobiorcy, którzy dokonywali takich inwestycji, ale jak z badań TNS Polska bezwzględnie wynika: 90% frankowiczów zadłużało się jedynie na własne potrzeby mieszkaniowe. Wygląda więc na to,
że środowisko finansowe, nazywające swych klientów spekulantami, zastawiło doskonałą pułapkę zarówno na złotówkowiczów jak i na frankowiczów. Spekulacje-spekulacjami, ale napuścić oszukanych na ograbionych – to jest prawdziwe cwaniactwo…

 

Mateusz Dębski