Prezes Glapiński ogłosił, że polskie banki mają się dobrze, oraz że NBP im pomoże w „przewalutowaniu kredytów walutowych, dla których potrzebne jest rozwiązanie systemowe”, ponieważ sądy rozstrzygają sprawy „bez zachowania sensu ekonomicznego, abstrahują od wartości pieniądza, przez co system społeczno – ekonomiczny doznaje szkody” – tak m.in rektorzy czterech znanych uczelni ekonomicznych.
Autor: Ireneusz Łazarski, Biegły rewident, prawnik, Absolwent ekonomii i finansów, Georgetown Univ, Washington D.C.
Artykuł opublikowany wcześniej na łamach Gazeta.pl.
Do interesujących wniosków doszedł Sąd Okręgowy w Warszawie, który wyrokiem z 21 grudnia 2020r.,sygn. akt: XXVI GC 586/20, orzekł był, o zgrozo, na korzyść przedsiębiorcy! Stwierdził np., że bank jest instytucją zaufania publicznego. Analizując też fakty, ustalił przyczynę nieważności umowy, świadczenia stron, eliminując tym samym rozważania na temat kursów (bo świadczenia w złotem). Nie znalazł też problemów z określeniem terminów przedawnienia a sprawę mnożenia kondykcji zignorował, bowiem ustalił kto i ile świadczył , a różnica, jako bezpodstawne wzbogacenie podlega zwrotowi . To jak w zgodnie pracującej firmie: księgowy ustalił źródła i sumy liczb, a prawnik dokleił paragrafy z komentarzem. Wszystko w jednym procesie! W ten sposób I Prezes SN M. Manowska ma odpowiedzi na wszystkie pytania. Skoro w trosce o zdrowie, Sędziów nie zwołała z powodów znacznie ważniejszych, w tej sprawie wystarczyłaby lektura orzeczenia SO z 21 grudnia pozwala odpowiedzieć na pytania, zadanie należałoby uznać za wykonane.
SO w Warszawie swoje ustalenia szczegółowo opisał i uzasadnił. Dostrzegł, że sprawa dotyczy kredytów złotowych, nie walutowych, w których za pomocą indeksu niezwiązanego ze świadczeniem stron, ów złoty jest indeksowany/waloryzowany, uznając to w rozpatrywanym przypadku za dopuszczalne (działalność gospodarcza). Proceder indeksacji w umowach z konsumentami jest zabroniony, więc jej wyeliminowanie wydawałoby się kluczowe. A tu sąd rozstrzygnął nie orzekając o abuzywności!
Uzasadniając przyczyny nieważności umowy, Sąd Okręgowy, w podtytule „Umowa kredytu jako umowa wykorzystująca konstrukcję instrumentu finansowego…” dodał – „słapa walutowo- procentowego CIRS”. Analizując nieobiektywnie, udało się znaleźć uchybienie. To nie CIRS, bo ów ma dwie nogi, dwa kursy itd.; nie odwiodło to jednak Sądu od prawidłowości oceny efektów owego derywatywa. Dodając nieco faktów i kilku ekonomicznych zwrotów, można zobrazować mechanizm działania tegoż tajemnego instrumentu.
Otóż, przedstawiciel – handlowiec, pośrednik, rzadko finansista, w imieniu banku przekonał Kowalskiego o zaletach kredytu indeksowanego (niskie stopy, mała zdolność). Informuje więc bank o sprzedaży umowy na 100 tys. zł. Kowalski nie musi nigdzie chadzać, bowiem zgodnie z dostarczonymi i podpisanymi dokumenty, bank zapisuje:
- kupiono od Kowalskiego 000 CHF po 2 zł/szt. Kowalski franków nie miał, więc je dostarczy później z procentem ( należność), za co bank winien mu 100 tys. złotych.
- By uregulować wobec Kowalskiego długna 100 tys.zł., na podstawie zawartej umowy bank wypłaca mu 100 tys.zł w formie kredytu. Po dodaniu zapisu wewnętrznego złote znikają, pozostaje tylko należność frankowa z odsetkami.
Pierwszy zapis to samodzielna transakcja. Drugi – to zapis rozliczeniowy, czyli forma zapłaty/ rozliczenia transakcji pierwszej , nadająca jej formę kredytu hipotecznego. Ale stosunek zobowiązaniowy w całości definiuje zapis nr 1. Udzielając kredytu, który pokrywa zobowiązanie za nabyte franki, bank ustawił Kowalskiego na pozycji „krótkiej”, bo sprzedał franki, których nie dostarczył. Tak bank nabył pozycję „długą”, czyli prawo do waluty. Zamiast kredytu, Kowalski pierwej zawarł kontrakt na opcję walutową, której stał się wystawcą. skoro przyszedł po złote na zakup nieruchomości, bank ubrał transakcję w zapisy tworząc „quasi umowę o kredyt”. Jej celem jest zapłacenie bankowi za franki ( w ratach, z odsetkami, indeksacją, spredami itp.). Dalsze zapisy to już accidentalia negotii (szczegóły), wzmacniające pozycję banku, bowiem jej essentialia definiuje kontrakt na opcję. Przykład: odrębne konto jest wymogiem dla rozliczeń instrumentów finansowych, z którego bank pobiera należne mu kwoty. Tym sposobem, nie informując o czymkolwiek, bank wciągnął Kowalskiego w grę na kursach, bowiem wymiany zdań na temat ryzyka dot. spreadów w żadnej mierze nie można uznać za informację istotną. Była to sztuczka marketingowa, by poszerzyć rynek opcji o konsumentów, na którą skusiło się wielu, także tych którzy mieli już kredyty ze stopą 7-8%, bo tańsze, bo niższe wymogi wypłacalności, łatwiejsze w otrzymaniu. Mechanizm i wbudowany w umowę, przynosił bankom dochód nawet bez zmiany indeksu, a wzrost je zwielokrotniał. Doklejając kredyt hipoteczny do opcji, bank nie zostawił Kowalskiemu wyboru; uwiązał go na dziesiątki lat bez możliwości reagowania. Postawił też w sytuacji gorszej niż w latach boomu na opcje w latach2007-2009; tam instrument był płynny, klient wiedział, co kupuje, płacił niewielką marżę itd.
Klauzula indeksacyjna to instrument finansowy, o którym mowa w art. 2.1 pkt 2c ustawy z dnia 29 lipca 2005 r. o obrocie instrumentami finansowymi oraz par.3 ust 3,4 i 10 oraz par. 8 Rozporządzenia Ministra Finansów z dnia 12 grudnia 2001 r. w sprawie szczegółowych zasad uznawania, metod wyceny, zakresu ujawniania i sposobu prezentacji instrumentów finansowych, o czym Kowalski nie jest informowany. Wiedząc o tym ,umowy zapewne by nie zawarł (art. 84 KC). A jej forma jest sprzeczna z naturą stosunku prawnego tj. umowy kredytu (art. 58 KC).
Konstrukcja umowy narusza też przepisy ustawy w zakresie praw i obowiązków instytucji finansowych dot. obowiązków informacyjnych i oceny adekwatności usług. Nie dokonano oceny, czy jest dla klienta odpowiednia. Obowiązki te, przewidziane w ww. ustawie, są również opisane w art. 19 dyrektywy 2004/39/WE, co zauważył Sąd.
A opcja walutowa – to umowa, w której nabywca uzyskuje prawo do kupna waluty, a wystawca zobowiązuje się ją dostarczyć. Instrumentem pierwotnym jest kurs PLN/CHF. Transakcja ta ryzykiem obciąża wystawcę, nabywcy(bankowi) przyznaje prawo, a na wystawcę nakłada obowiązek. To opcja typu Call, odmiana bermudzka; nabywca realizuje prawo w określonych przedziałach czasu do zakończenia kontraktu. Najczęściej używa się jej wtedy, gdy mamy przekonanie o wzroście indeksu bazowego, tu kurs PLN/CHF. Długoterminowe szacunki zakładały wzrost indeksu, więc po stronie nabywcy ryzyko było żadne. Jeśli trend jest znany, trudno znaleźć wystawcę opcji typu Call, bo strata wówczas jest oczywistością. Ale banki znalazły na to sposób, ubrały opcję w formę kredytu hipotecznego, unikając tym samym konieczności rozmowy o opcjach, słapach, foreksach i rynkach finansowych. Teraz banki zgodnie z notowaniami opcji, naliczają i pobierają swoje należności z wydzielonego konta; nie jest przypadkiem, że przez wiele lat, bo wtedy efekty indeksacji rozciągnięte w czasie są mniej widoczne.
W latach 2007-2009 wystawcami opcji były firmy. Wbudowanie ich do umów hipotecznych pozwoliło rozszerzyć proceder o rynek osób fizycznych. Nie jest przypadkiem, że takich właśnie umów nie oferowano firmom prowadzącym księgi; samo jej księgowanie nasuwa wiele pytań. Funkcjonowały poza obrotem gospodarczym, więc nie były badane przez biegłych rewidentów. Mógł je zastrzec nadzór bankowy tj. KNF, ale pierwej należałoby problem ten dostrzec. Przygotowaną przez KNB w marcu 2006 roku Rekomendację S dot. ekspozycji kredytowych zabezpieczonych hipotecznie zignorowano, zarzucając jej faworyzowanie banków i utrudnianie dostępu ludności do tanich kredytów. Wbrew temu co stwierdzili niedawno rektorzy, wiedzy ekonomicznej raczej kredytobiorcom zabrakło, co skrzętnie wykorzystali ci, co mechanizmy obrotu derywatywami, w tym opcjami, poznali i lepiej i wcześniej.
Ireneusz Łazarski
prawnik, biegły rewident,
absolwent ekonomii i finansów,
Georgetown University, Washington D.C