25 lutego 2021,Autor: mb/ToL Źródło: PAP, TVN24 Biznes/pieniądze, opublikowano tekst pt. ”Kolejny duży bank podał potencjalne straty na przewalutowaniu”, w którym czytamy: „Zarząd Narodowego Banku Polskiego poinformował na początku lutego, że może rozważyć ewentualne zaangażowanie w proces przewalutowania mieszkaniowych kredytów walutowych na złote, na zasadach i według kursów rynkowych, przy spełnieniu przez banki szeregu warunków brzegowych”. Można zrozumieć dziennikarzy, można zrozumieć też banki, bo mają w tym interes, ale jeśli Zarząd NBP, czyli najlepsi w kraju fachowcy, formułują takie rewelacje, to może warto, by poradzili się jakiegoś kredytobiorcy, zwanego też frankowiczem. Dziś nawet on wie, że zasady biblijnej „ nie widzieli a uwierzyli ” (J.20.29), nie da się utrzymać, bo moc wiary, nie tylko w banki, słabnie, a za cuda trzeba płacić. Od banków słyszymy: Frankowiczom poziom życia rośnie, bo mieszkają w coraz droższych mieszkaniach! Ów frankowicz zrozumiał, że klauzule indeksacyjne są możliwe tylko w umowach złotowych indeksowanych/denominowanych. A jeśli ktoś wziął kredyt we franku, to ma go z odsetkami oddać. Z indeksowanymi jest inaczej: pożyczyłeś złotówkę, masz oddać franka. Złotówka nie ma znaczenia, o czym banki przekonują frankowiczów na każdym kroku, korzystając ze wsparcia NBP, któren to ma ich „nieprzebrane ilości”. Nie warto zawracać sobie głowy tym, czego mamy pod dostatkiem! Tak twierdzą ekonomiści.
Autor: Ireneusz Łazarski, Biegły rewident, prawnik, Absolwent ekonomii i finansów, Georgetown Univ, Washington D.C.
Banki mają prawo na walutach zarabiać, ale ich zdaniem sądy tego nie rozumieją, bo pytają: „skoro banki wypłaciły kredyt w złotówkach, to skąd pojawiają się różne kursy przy wypłacie i spłacie kredytu? Bankowi przybywa złotówek, klient płaci coraz więcej, więc to chyba niezgodne z art. 69 prawa bankowego – tak kombinują sądy. A banki w odwecie zarzucają sądom nieznajomość ekonomii. Sądy nie kwestionują prawa banków do handlu walutą, ale dodają złośliwie, że chodzi o rzeczywisty ich obrót! No i problem, bowiem w procesie indeksowania pojawiają się cuda! Znika złotówka, którą bank pobiera od klienta i przerabia na franki (tak pokazuje klientowi). I musi kupować złotówki za franki, by udzielić kredytu indeksowanego! Tak piszą eksperci, tłumacząc konieczność użycia franka!!!.
Wreszcie głos zabrały trybunały i sądy; a kredytobiorcy pytają, co z ich złotówkami. Banki, miast odpowiedzieć, „odwracają kota ogonem”, tłumacząc, że waluta kredytu to CHF, że spredy, słapy, floły, kapitały obce itd., Wg banku klient ma dług w CHF, co prawda pobierają złotówki, ale tyle, ile potrzeba i dalsza z tym plątanina nikomu nie służy; klient ma na piśmie ile franków ma oddać i na tym koniec. Ale chciwi ciułacze, tracąc wiarę, chyba też we Franciszka, komentują to, jak w owej anegdocie z lat 50-tych: Prokurator, widząc, że dowody nikłe, oskarża dalej, powołując się na Marksa, Engelsa itd. A adwokat: a ja powołuję się na Jana Malinowskiego, bo on tam był i wszystko widział! Otóż bankowcy specjaliści! –warto czasem pytać tych, co „byli i widzieli”, czasem też słyszeli o prawie bilansowym, takim niemal „lex imperfecta” A z punktu widzenia tegoż prawa, wygląda to tak: bank, przekonawszy (się) o benefitach takiej umowy, dokonuje zapisu księgowego, na okoliczność udzielenia 100 tys. zł. kredytu indeksowanego do CHF, klientowi AB.:
- „Kupiono od AB. 000 CHF po 2 zł/szt; bank przyjął na stan 50.000 CHF, a 100 tys. zł. zapisał jako dług banku wobec AB.
- Klientowi AB. wypłacono kredyt 100 tys. zł. i rozliczono zadłużenie złotowe. Pozostało tylko 50.000 CHF należności banku od AB, do spłaty przez 30 lat.
- Po odprawieniu klienta z kwotą 100 tys. zł, bank wycenia nabytek: 50 tys.fr. po 2,20zł za sztukę, to 110 tys. zł. Nie dość, że z marnych złotówek mamy franki, to jeszcze 10 baniek do podziału! I to w tym samym dniu, bez zmiany kursów i kosztów, jedynie za złapanie klienta trzeba dać kilka tysiaków. Czyż to nie cud?; Midas nie zrobiłby tego lepiej! Czy ktoś z ekspertów mógłby proces ten wytłumaczyć w inny, bardziej przyziemny sposób? Może KNF mógłby coś „oświadczyć” o rzeczywistości indeksacji?
Opisane powyżej transakcje, za wyjątkiem wypłaty kredytu, są spoza zbioru rzeczywistych. Wie o tym bank; stworzył franka i jako należność dumnie okazuje go kredytobiorcy. Od prezesa NBP słyszymy: przewalutowanie na złote to wielka strata! Tak nie można! Otóż można panie Prezesie, można, bo opisane transakcje są jedynie trickiem indeksacyjnym, a waluta CHF jak pojawiła się znikąd, to tamże winna też trafić. Należałoby tylko znać prawo bilansowe, ale komu to potrzebne? Kredytobiorcy słysząc przez lata: franki, franki, chciwi frankowicze itp., dopiero niedawno „skumali”, że z tym frankiem to lipa; pobierane przez bank złotówki znikają, na kwitach tylko franki, więc: gdzie nasze złotówki, skoro dług przyrasta? Czym niepokoją banki i wszystkich tych, którzy mają na ustach przede wszystkim dobro społeczeństwa, a nie chciwej jednostki.
„Wytwarzając” owe 50 tys. franków, bank może prowadzić obrót walutowy, a ew. strata zostanie zrównoważona wzrostem wartości wyprodukowanego aktywa. I to jest właśnie mistyka finansów, o czym opowiadali nieodżałowani K. Brusikiewicz i J. Kobuszewski w scence „Dług”. Polecam ekspertom, bo dłużnicy banków tę lekcję odrobili. Ale nie odrobiła jej I prezes SN prof. Manowska, bo pytania, które skierowała do swojej Izby, mają się do rzeczywistości tak jak opisany proces indeksacji. Od kiedy to SN miałby wyręczać sądy powszechne i rozstrzygać o faktach, które ma dostarczyć powód i pozwany? Wszystkie potrzebne paragrafy i ich interpretacje sądy mają, o czym pisała prof. Łętowska w ekspertyzie „Kwalifikacje prawne w sprawach o sanację kredytów frankowych”. Nie ma powodów (chyba że znajdziemy się poza UE), aby należało jakieś przepisy dodawać, czy zmieniać, Sąd Najwyższy otrzymał od p. Prezes SN 6 pytań. Trzy z nich dotyczą kursów walut. Czy mógłby ktoś prezesowi Glapie i pani Prezes wytłumaczyć, że anulowanie abuzywnej klauzuli albo unieważnienie umowy, oznacza także całkowite wyeliminowanie problemu kursów walut, spredów, słapów, fjuczersów i wszelkich tego typu pojęć? Zostają tylko złotówki i odsetki. Można też próbować wytłumaczyć owym wysokim specjalistom, że kredytów indeksowanych/denominowanych nie da się słapnąć na złotówki, bo to już są złotówki. Wiele z tych umów nie zawiera wprost sformułowań indeksacyjnych; dopiero fakty/historia spłat mogą o tym przesądzić. Czy SN też ma o tym zdecydować? Owych faktów, czyli zapisów konta rozliczeniowego w PLN z klientem banki w ogóle nie ujawniają. Może ich ujawnienie pomogłoby rozwiązać problem, nad którym najtęższe umysły łamią głowy, jak wyjaśnić znaczenie franka dla rozwoju życia społeczno – politycznego jednostki.
Pytania o dwie kondykcje, czy rozliczenie saldem, SN nie rozstrzygnie, bo to zależy od zakresu żądania stron i rozstrzygnięć faktycznych w toku procesu. No i „Dopuszczalne jest złożenie oświadczenia o kompensacji w sensie materialnoprawnym. Możliwość potrącenia nie jest bowiem ograniczona w czasie”. (Tak Sąd Apelacyjny W W-wie, ws. VIACa783/10 z 2011r.). Strona winna jedynie wykazać, zasadność oświadczenia o kompensacji, tj. istnienie, wysokość i wymagalność przysługującej jej wierzytelności itp. Co na to Sąd Najwyższy? A w sprawie przedawnienia, możliwe, że przy większych kwotach, sądy obawiają się jednoznacznych rozstrzygnięć Wykładni na to jest mnóstwo. A koszty kapitałów? Każdy znając podstawy działalności gospodarczej i prawo bilansowe wie, że wszystkie koszty kapitałów są kosztami przedsiębiorcy, a nie kontrahenta. To koszt alternatywny. Jeśli ktoś chce zarobić, to udziela bankowi pożyczki, robi lokatę, kupuje obligacje (kapitały obce) albo kupuje akcje (kapitał własny) i czeka na dywidendy. Koszty kapitałów to utracone korzyści, czyli “lucrum cesans”. Dotyczy to i kapitałów własnych i kapitałów obcych.
Orzeczenia TSUE, SN, UOKiK i liczne rozstrzygnięcia sądowe wskazują, że umowy o kredyt indeksowany/ denominowany zawierają klauzule abuzywne. Sądowi pozostaje do ustalenia, czy po jej wyeliminowaniu są zachowane essentialia negotii. SN w sprawach zasadniczej wagi nie ma nic do rozstrzygania. A dalej to powód winien dostarczenia sądowi faktów, od czego zależy i bieg sprawy przed sądem i jej rozstrzygnięcie. Prezes Manowska i wszystkie jej Izby mogłaby kredytobiorcom pomóc, np. w zdopingowaniu sądów do sprawniejszego orzekania albo wyegzekwowania od banków danych obejmujących rozliczenia złotowe pomiędzy bankiem a klientem. Jednak wówczas należałoby oczekiwać działań na korzyść jednostki, a to wbrew interesom banków i znacznej części postępowego społeczeństwa, co chyba niezbyt patriotyczne. Najnowsze wydarzenia z usuwaniem sędziów, ograniczaniem dostępu do informacji publicznych itp. wskazują, że na zbyt daleko idącą samodzielność pani Prezes nie można liczyć.
Ireneusz Łazarski, Biegły rewident, prawnik
Absolwent ekonomii i finansów, Georgetown Univ, Washington D.C.