Zapraszamy na bezpłatne konsultacje i zachęcamy do wsparcia naszych działań

Czyżby frankowicze  to kosmopolici?

Dyskusja na  temat kredytów złotowych indeksowanych do CHF staje się coraz ciekawsza, wręcz  intrygująca, a to za sprawą  banków, KNF oraz znanych autorytetów, którzy w sposób przystępny opisują i ujawniają  jego społeczno – historyczne i trochę ekonomiczne podłoże.

Autor felietonu: Ireneusz Łazarski, Biegły rewident, prawnik, Absolwent ekonomii i finansów, Georgetown Univ, Washington D.C.

Okazuje się, że sprawa grupy nieprzypadkowo zwanej „frankowicze”, jest dużo poważniejsza i ciągnie się za nami nie od wejścia do UE, ale już od państwa Franków, co wyjaśniałoby i nazwę i charakter owego multi-kulti kolektywu. Innego uzasadnienia  trudno się doszukać. Bo jeśli ceny, towary, składki, płace, podatki, waloryzujemy np.o indeks PLN/USD, to  nie zamieniają się one w dolary. Ale jeśli banki ze złotówki potrafią zrobić franka, to może rację mają znawcy, zamiast krytykować – zdobądźmy te „know-how” i indeksujmy wszystko do złota. A może tak to czynił  król Midas?! Wielu z  obecnych lub byłych  prezesów banków sugeruje, że nie szanujemy historycznych osiągnięć, o czym pisał był   już Platon (V-IV w. BC), a Hammurabi (XVIII w. BC), w preambule  kodeksu wyrył: „Mądry zarządca, Pasterz ludu, Bóg królów, Bohater, Słońce (…),  poleca: „ład zaprowadzić (wśród) ludu, niezadowolonych uciszyć, dobre obyczaje dać poznać, prawo i sprawiedliwość w usta kraju włożyć,  dobrobyt ludowi zapewnić”, a w  treści np. klauzula „oko za oko” zapewniała stronom sporu równowagę. Albo: jeżeli sędzia proces osądzi nie tak(…), dwunastokrotnie powetuje i z krzesła sędziowskiego jego się usunie tak, że nie wróci na nie”. Dziś, tego, który poleca, nie zwiemy  bogiem, słońcem, ale mądrym zarządcą, pasterzem ludu, zbawcą –  i owszem! Z upływem lat, te ważne zasady uległy wypaczeniom, wymyślono wiele sprawiedliwości  (dziejowa, społeczna, boska,…?), praw (mojżeszowe, moje, nasze, wasze, Kalego..),  a zwroty typu: królestwo za konia, Paryż za mszę , Państwo to Ja.., pieniądze albo życie,  jeszcze wzmocniły chaos. A jeśli dodamy wartości  (chrześcijańskie, społeczne, ekonomiczne, dodane, etyczne, polityczne, emocjonalne, materialne),  to trudno się dziwić, że ludzie się gubią  i pytają: jak żyć?.

Okazuje się, że w owym bezładzie, wykreowanym przez grupy typu elity, kosmopolici, innowiercy,  znajdą się tacy, co to skołowanemu ludowi podsuną proste i skuteczne rozwiązania, np: „Jedynie rząd może utworzyć komisję w celu dochodzenia w sprawie (…), „Partia  wezwała swoich członków do zupełnego posłuszeństwa i współdziałania”,  „Niezbędna jest bezzwłoczna nacjonalizacja banków i ważniejszych gałęzi przemysłu(…), które uchylają się od nadzoru i opodatkowania”. „Dopiero całkowite zwycięstwo doprowadzi do zniknięcia (totalnej) opozycji i wszelkiej maści wrogów ludu (narodu)!” „Nasz (…) był, jest i będzie największym przywódcą narodu”. Zwroty te, jako dorobek „całej postępowej ludzkości”,  bardzo  przydają się dziś.

Można też  „dla dobra wspólnego” wrócić do zasad typu „  Jeśli  kto, srebro od kupca wziął i wyprze się tego, a kupiec ten przed bogiem to udowodni, ten  po trzykroć  kupcowi odda; a jeżeli oddać nie może, przez bydło będzie wleczony (…)”.Nadaje się ona wobec tych, którzy chcą „zredukować majątek banków w ogromnej skali”. Nie było podówczas franka (?), ale np. zwrotu „mina srebra”, używamy też dziś, choć jako odrębne towary.  Podobne propozycje znajdziemy w innych artykułach: Udało się nawet połączyć problem kredytów, franków z paleniem czarownic, co jest godne uwagi, bo ten ostatni jakoś załatwiono (vide: www.bankowebezprawie.pl.).  Albo: „egzekwowanie przez sądy aktualnego prawa, podważa podstawy ekonomii i zagraża stabilności finansowej państwa”.  Jeśli tak, to sięgajmy po środki  sprawdzone i skuteczne, bo „w interesie społeczeństwa”  samowoli  sądów tolerować niepodobna!

Że problem owych frankowiczów jest trudny i zadawniony, potwierdzają znawcy, powołując się na dzieła Noaha Y. Harariego m.in. „Sapiens”, o rozwoju ludzkości „od zwierząt do bogów”,  z przesłaniem, że „prawo było wykorzystywane instrumentalnie  w interesie jednych grup kosztem innych”. Ten znakomity autor, Żyd intelektualista, mieszkający z mężem (sic) w Jerozolimie, nagrodzony przez  nasz UJ, napisał też o  walkach toczonych przez różne grupy społeczne. Frankowiczów tam nie wymienia, ale przez analogię, można ich rolę zobrazować przykładem z innego dzieła („Le guerre de feu”), gdzie  „między grupami na przestrzeni dziejów trwała „walka o ogień” , w której Ulamowie (archeobankowcy?), tracą go w wyniku podstępnego napadu plemienia Wagabu (homo frankovicius?). Ulamowie w końcu wygrywają, z korzyścią  dla ludzkości, czego do dziś nie chcą uznać ani sądy, ani członkowie upadłej wspólnoty.

Pisząc o dzikości świata, mitologizacji ekonomii  i bezduszności sądów, niektórzy przekonują, że owa walka trwa i że  zmierzamy teraz w kierunku „od bogów do zwierząt” Wieki temu skończyło się pomyślnie, wygrało  dobro wspólne, a nie chciwej jednostki, więc bieżący konflikt winien zakończyć się podobnie, choć  nadal „zbrukane niesłusznie banki łatwo pozbawić majątku, wywłaszczyć, obciążyć,  sądy  naznaczą  infamią, a majątek – jakiejś nie naszej społeczności. Rabunek i zbrodnia dokonują się w majestacie prawa”. Są też  przykłady rozwiązań nawiązujących do surowych zwyczajów Islandii. Chyba niepotrzebnie, bo mamy swoje, także przekonywujące.

W  XVII wieku w Warszawie spalono dzieło „O nieistnieniu boga”, które autor napisał, by opublikować je, gdy będzie tzw. dojutrek; ( jak uczynił mądry Kopernik).  Stało się inaczej i jako bluźnierca i bezbożnik  skończył tak, jak jego dzieło. Owe dziełko, sąsiad autora – dłużnik, wykradłszy, przekazał je „w ofierze”  Kościołowi.  Wyrok ziemskich władz Boga  Sobieski złagodził na ścięcie, bo szlachcic, żołnierz, jezuita, filozof, poseł Rzplitej, a także sędzia. Wyższa instancja boska (Watykan) uznała jednak, że tylko ogień gwarantuje oczyszczenie. Jak widać, pomoc sąsiedzka przy  dochodzeniu sprawiedliwości bywa nieodzowna; dziś zwiemy ich  sygnalistami.  Wypada wspomnieć, że ów skazaniec, wcześniej panisko, miał czelność zasądzić od Kościoła zwrot majątku właścicielowi.  Wieść też niesie, że temuż pobożnemu dłużnikowi uprzykrzał żywot, zakłócając mir (domowy). Można więc bronić się skutecznie przed zaborem majątku, nad czym pracują banki szukając rozwiązań. Np. jeśli uszanujemy wolę najwyższego, to i prawo nie może  temu przeszkadzać, co też uzasadnił  szeroko Karl Schmidt w I poł XX w.

Ważne, że bankowcy interesują się historią, a  powyższe, to memento dla  tych, co „wywłaszczają banki z ich majątków, tworząc przy tym  grupy nacisku i żerują na pobłażliwości społeczeństwa”. Aby  zachować i pomnażać majątek, potrzebna jest też wiedza, która wymaga  zbalansowania z niewiedzą. Banki to potrafią, czego efektem są coraz nowsze, posiadające duże  zalety  „bankowe produkty bogate w  niewiedzę”.

Banki zapewne kierują się empatią, bo posiadaną wiedzą dzielą się z nieprzyjaznymi im grupami interesu, sądami, prasą,  by dać odpór „agresywnej ofensywie  medialnej prawników”. Na rynku,  ich zdaniem, „panuje stronnicza narracja prezentująca jedną stronę medalu”. , o tym i tp. znajdziemy więcej na: www.bankowebezprawie.pl).

Bieżące  relacje obu ww. grup obrazuje zwrot jednej z autorek:  „Włos jeży się na głowie – to napuszczanie jednych na drugich”.  Jednak przedstawiciel Ulamów (czytaj: KNF), przemówił niedawno, zwiastując pokój, tymi słowy:

..Mamy pewną wizję, jak ten problem rozwiązać (…). Banki przegrywają masowo na podstawie orzeczenia TSUE, (…) więc  nie można dłużej biernie czekać na dalszy rozwój sytuacji, w tym linii orzeczniczej sądów”.  Dalej nietrudno się domyślić: tych „homo frankoviczius” popierają wrogie  siły typu: TSUE, SN, RPO, UOKiK i podobne postaci z kręgu nieznanego „sortu”. A wszystko przez opóźnienia z reformami. Gdybyśmy zdążyli, to nawet wyposażona w groźne narzędzia  Prof. Łętowska niewiele by wskórała, sobie  tylko zrozumiałymi, szkodliwymi  dywagacjami typu: „w Polsce brak jest praktyki orzeczniczej, tradycji ochrony konsumentów,  a nawet woli rozstrzygania, bo przepisy dotyczące abuzywności  w umowach konsumenckich obowiązują w Polsce już od 2000r”. Niepotrzebne stałyby się też jej tzw. „wykładnie”,  przez które kredytobiorcy zaczęli niepotrzebnie rozumieć, o co w sporze chodzi. A reforma idzie wolno  bo np. niewdzięczni kapitaliści z Norwegii bezprawnie  zabrali nam  fundusze na ten cel!

Ponieważ decyzje sądów w oparciu o wyroki TSUE, SN  i owe wykładnie potwierdzają, że praw konsumenta można jednak bronić, zrobił się popłoch, więc KNF  proponuje frankowiczom rozejm w sporze typu:  pal diabli prawo, pogódźmy się, wy ustąpcie, my zatwierdzimy! Po co sąd, który nie wiadomo kiedy i jak rozstrzygnie? Zaś między wierszami: „przez lata jakoś spłacali  te zawyżone raty i odsetki, a teraz podburzeni przez elity mieliby przestać?  Toż to  naganne i niepatriotyczne!

A na koniec poważnie. W Polsce przestrzega się prawa wtedy, gdy nam, jako tzw. „społeczeństwu” to wygodne.  Władze niezbyt entuzjastycznie  komentowały  wyroki TSUE i SN,, o czym  każdy kredytobiorca  wiedzieć powinien. Pomoc bankom byłaby  łatwa i bezkosztowa, jeśli np. sądy uwzględniały bardziej interes „narodu” a nie jednostki.  O zamiarach w sprawie ochrony nie tylko konsumentów, świadczy nie tylko ignorowanie przepisów kc (np. 385 ), ale też wniosek(?) rządu do swojego TK o „sprawdzenie” zgodności art. 417  kc z Konstytucją, by pozbyć się zapisu o  odpowiedzialności Skarbu Państwa za szkodę wyrządzoną  działaniem lub zaniechaniem władz. I pomyśleć: zapis w kodeksie od 1964 roku – znieśliśmy tyle lat bezprawia! Ze swoimi  dalibyśmy radę  i bez TK, ale  z innymi obywatelami i  korporacjami międzynarodowymi może być kłopot. Na koniec zaś optymistycznie: skoro banki oferując niskie odsetki  wprowadzały w błąd, bo już z założenia nie były niskie, albo nie informowały o specyfice konstrukcji umowy i wypłaciły kredyt w złotówkach,  nie powinny mieć prawa do  stosowania różnych kursów przy wypłacie i spłacie kredytu  tylko po to, by indeksować (czytaj: namnażać) złotówki, niebędące ani odsetkami ani prowizją ani spłatą kredytu, więc  niezgodne z art. 69 prawa bankowego. A  złotówki zmieniają się we franki jak u  Midasa.  Nie dotyczy to zwykłych transakcji kupna lub sprzedaży walut, bo to operacje rzeczywiste, a tam, jak wiemy – cudów nie ma.

Dlatego, w państwie prawnym ochrona konsumentów, także przedsiębiorców, stanowić powinna istotny element systemu prawa, a  ustanowionych ram  prawnych, wzorem krajów cywilizowanych, należałoby przestrzegać. Frankowicze – składajcie pozwy – im szybciej tym lepiej, bo reformy mogą przyśpieszyć!

 

Ireneusz Łazarski ,

prawnik, biegły rewident,

absolwent ekonomii i finansów,

Georgetown University, Washington DC.