W artykule opublikowanym 08.12.2020 w Rzp pt: „KNF chce cofnąć czas. Przełomowa ugoda dla frankowiczów” , jego autor, Maciej Rudke zamieszcza podtytuł:
„KNF… chce zamienić kredyty walutowe na złotowe”. Przywołuje też słowa przewodniczącego KNF, że:. „ ..Mamy pewną wizję, jak należałoby ten problem rozwiązać. Banki powinny zacząć proponować frankowiczom ugody. (…). Punktem wyjścia ma być typowy kredyt złotowy oprocentowany o polską stawkę WIBOR (…). Zostałaby więc sporządzona symulacja kosztu takiego kredytu i wysokości rat oraz zestawienie go z faktycznymi parametrami spłacanej hipoteki frankowej”.
Artykuł autorstwa Ireneusza Łazarskiego – prawnika, biegłego rewidenta. Absolwenta ekonomii i finansów Georgetown University, Washington
Ależ przełom! KNF ogłasza wynalezienie koła! Można by gratulować odkrywczej aktywności Komisji, gdyby nie fakt, że KNF winna była zająć się tym problemem już w 2008 roku, co zapobiegłoby nabicie w przysłowiową „butelkę” setek tysięcy kredytobiorców. No i gdyby tenże przełom był zgodny z prawem. KNF niejako ostrzega, że „banki przegrywają masowo na podstawie orzeczenia TSUE, (…) więc nie można dłużej biernie czekać na dalszy rozwój sytuacji, w tym linii orzeczniczej sądów”. Czyli TSUE przysporzyło nam kłopotów, których musimy uniknąć! A co z przepisami kodeksu cywilnego o ochronie praw konsumenckich? Co z orzeczeniami Sądu Najwyższego sądów okręgowych, UOKiK, nie wspominając już o analizach prawniczych autorytetów?. To nie TSUE zesłało nam kłopoty; mamy je już od roku 2000, tylko nie życzymy sobie ich dostrzegać!
KNF proponuje bankom „koło ratunkowe”, a tzw. „frankowicze” mają niewątpliwie zrezygnować ze swoich uprawnień. Jako mało znaczący analityk ośmielę się KNF nieco sprostować: To są kredyty złotowe, indeksowane do CHF”, i po wyeliminowaniu abuzywnej klauzuli pozostają złotowymi. Nie da się ich przewalutować na złote! Tak jak nie występuję też pojęcie „hipoteki frankowej” Jeśli np. indeksujemy ceny surowców do cen ropy naftowej, nie zamieniają się te surowce w ropę. Walutą kredytu jest PLN, indeksacja to mnożenie PLN, a nie zamiana walut. Natomiast kredyty walutowe (udzielone w walutach obcych), to inna kategoria; nie ma tam klauzuli indeksacyjnej, więc nie ma też sporu. KNF opracowując swoją „wizję rozwiązania problemu”, nie przeanalizował zapewne żadnej umowy o kredyt. Propozycje KNF są dziwnie zbieżne z wnioskami zawartymi w tzw. „Poradniku frankowicza” (vide DGP z 19.08 br.), sponsorowanym przez banki. W odpowiedzi na tenże „Poradnik”, napisałem „(anty)poradnik frankowicza”, dla równowagi, bo banki skarżą się tam na jej brak w mediach. (vide: https://www.bankowebezprawie.pl)
Co do zgodności z prawem, zalecane byłoby sięgnąć do kodeksu cywilnego, ww. orzeczeń, a także publikacji prof. Łętowskiej, np. „Da mihi factum – dabo tibi ius” opublikowanej w DGP w. sierpniu br. Skoro jesteśmy (jeszcze) państwem prawa, to propozycje ugodowe należałoby uzgodnić, może też zapytać zainteresowaną stronę, bo o prawa konsumenta tu chodzi.
Już w 2017 roku Andrzej Sadowski, prezes Centrum im. Adama Smitha, wówczas członek NRR stwierdził:„Jedynym czynnikiem rozstrzygającym jest to, czy działania niektórych banków były zgodne z prawem czy też nie. Wystarczy sprawdzić, czy banki poinformowały o naturze oferowanego instrumentu finansowego i czy doszło lub nie do wprowadzania w błąd obywateli. Szukanie rozwiązania dlatego trwa tak długo, bo nikt nie chce odpowiedzieć na to fundamentalne pytanie”. Wydaje się, że odpowiedź mamy, ale pytanie jest aktualne, czego potwierdzeniem są „przełomowe propozycje ugodowe KNF”.
Aby wesprzeć KNF – ważną instytucję kontrolną, przedstawmy problem także od strony ekonomicznej oraz nieco faktów związanych z tego rodzaju umowami.
Przed rokiem 2009, oprocentowanie kredytów było wysokie, więc banki, w celu zdobycia nowych klientów, skonstruowały oferty wskazujące, że oprocentowanie i wymogi dot. zdolności kredytowej mogą być znacząco niższe. Cóż dziwić się kredytobiorcom, którzy na takie kredyty się decydowali i podpisywali gotowe formularze, bo kredyt miał być znacznie tańszy od innych.
KNF wspomina o potrzebie „sporządzenia symulacji kosztu takiego kredytu z uwzględnieniem WIBOR…: itd” . Dlaczego takiej potrzeby KNF nie dostrzegł w latach 2007-2009?. Wystarczyło sprawdzić jak kształtują się koszty kredytu, jeśli wartość indeksu rośnie. Taką symulację mógł sporządzić każdy bank czy finansista! Skoro do dziś KNF jej nie sporządził, to albo nie dostrzega problemu albo pomaga wyłącznie bankom. Wzrost indeksu PLN/CHF już o 1% powodował, że RRSO kredytów indeksowanych był zbliżony do RRSO kredytów złotowych z WIBOR. Skoro indeks ten w latach 2008-2019 wzrastał o 5-10%/rok! było oczywiste, że koszty kredytu indeksowanego wzrastają wielokrotnie. Takiej symulacji nie można było oczekiwać od konsumenta, ale od KNF już tak. Skąd konsumenci mieli się dowiedzieć o indeksacji i ukrytym oprocentowaniu? Rekomendacje dot. konieczności przedstawiania propozycji kredytów alternatywnych były mało merytoryczne, co potwierdzi każdy, kto owe oferty analizował. Upewniały one raczej w tym, że kredyt złotowy indeksowany to najlepszy wybór! Klientów upewniały też komentarze ówczesnych władz twierdząc, że nie należy ograniczać dostępu do „tanich kredytów” Tak mówiono w debacie sejmowej w odpowiedzi na zastrzeżenia ekspertów (sic).
Trzeba przyznać, że banki owe oferty, pod względem finansowym i marketingowym, przygotowały dość solidnie. Skonstruowana w umowie, albo w załącznikach, klauzula indeksacyjna w formie instrumentu finansowego, nie była łatwa do identyfikacji nawet przez specjalistów, a co dopiero przez zwykłego konsumenta? Ale gdyby bank wyjaśnił np. że kwota kredytu zwiększa się o 5-10% już w chwili jego zaciągnięcia, któż uwierzyłby w niskie oprocentowanie?. A to dopiero początek indeksowania. Gdzie był KNF, gdy banki te swoje „konstrukcje prawne” wprowadzały do obrotu a klientów w błąd?
Zbadanie procesu przygotowania i zatwierdzania ofert, winno być interesujące, także dla KNF. Nie mogły one powstawać przypadkowo. Proces ten winien być udokumentowany, jednak banki twierdzą, że dokumentów nie mają bo np. przepadły. Wprzęgnięcie do umowy o kredyt hipoteczny takiego indeksu, oznacza grę na rynku finansowym, co nie jest zgodne z naturą kontraktu, bo stawia kredytobiorcę w niekorzystnej sytuacji od samego początku. Któż bowiem zaciągając kredyt hipoteczny zakłada, że go w każdej chwili może spłacić? Nikt z kredytobiorców nie otrzymywał rozliczeń w złotych, które pomogłyby ujawnić efekty indeksacji w postaci zawyżonych kosztów odsetek oraz przeszacowania zadłużenia. W prawie bankowym nie ma kosztów spreadu czy indeksacji, więc banki koszty je ukrywały.
Już dawno prof. J. Kseń twierdził, że „w tym procederze wiele instytucji się skompromitowało, ale najbardziej skompromitował się rząd. Nie dość, że nie panował nad apetytami instytucji finansowych, to jeszcze sam pogłębiał kryzys. Banki, które wprowadziły ludzi w niebezpieczną uliczkę kredytów frankowych, nie powinny mieć prawa, aby doić ich na dodatkowe 5-10% w postaci spreadu. Skoro bank udzielił klientowi kredytu waloryzowanego do waluty obcej, ale fizycznie „nie sprzedawał waluty”, to nie ma uzasadnienia, by stosował odmienne kursy walutowe przy wypłacie i spłacie kredytu”. Dziś wiemy, że nie sprzedawał, ani nie kupował waluty, a różne kursy stosował tylko w celu indeksowania, tj. namnażania złotówek.
W państwie prawnym ochrona konsumenta stanowi istotny element systemu prawa, a przepisy kc w tej sprawie obowiązują w Polsce od 2000 roku. W latach 2007-2009 KNF nie zrobił nic, bo w owym czasie władze twierdziły, że nie należy ograniczać dostępu do tanich kredytów. Mamy więc to, cośmy chcieli, i co specjaliści mogli łatwo przewidzieć. Wiadomo, że w owych latach PLN był przewartościowany, a banki zainteresowane były wzrostem kursu CHF, tym samym indeksu, i nie jest tajemnicą, że miały na to wpływ. A teraz „przełomowa ugoda KNF” zakłada zgodę kredytobiorców a priori na rezygnację z części uprawnień, ale nie wspomina, co miałyby zaoferować banki? Zgodnie z obowiązującym prawem, korzyści uzyskane z naliczeń indeksacyjnych, bankom „się po prostu nie należą”, więc nie można uznać ich za ustępstwo. W Polsce nie ma praktyki orzeczniczej dot. ochrony konsumentów. Pisze o tym z żalem prof. Ewa Łętowska, natomiast KNF niejako ostrzega, że praktyka ta, ku utrapieniu banków, zanadto się rozpowszechnia. Komu więc owa „przełomowa propozycja ugody” ma pomóc?
Ireneusz Łazarski
prawnik, biegły rewident
absolwent ekonomii i finansów
Georgetown University, Washington D.C