Tworzona w UKNF ustawa antypozwowa cofnęłaby nasze państwo do czasów wczesnego PRL

Przewodniczący Urzędu Komisji Nadzoru Finansowego przyznał w mediach, że KNF pracuje nad taką ustawą „frankową”, która miałaby skłonić obywateli „frankowiczów” do zrezygnowania z gwarantowanego konstytucją prawa do sądów. Ustawa w kształcie wymarzonym przez Przewodniczącego KNF będzie zatem nawiązywać  do dorobku wczesnego PRL-u i takich aktów prawnych, jak choćby ustawa wywłaszczeniowa z 1958.

Treść artykułu została pierwotnie opublikowana na stronach Rzeczpospolitej.

Formalnie, konstruowana w KNF ustawa nie zabroni dochodzenia konsumentom swoich praw przed wymiarem sprawiedliwości, jednak zastosowanie obciążeń podatkowych, ma skutecznie zniechęcić do pozywania banków. Działać to będzie tylko w jedną stroną – ustawa nie narzuca tego rodzaju ograniczeń bankom. Zgodnie z zamysłem KNF klient, który ośmieli się nie skorzystać z dobrodziejstwa ustawy oferującej mu podział strat poniesionych przez bank na forexie i wygra w sądzie, zostanie za to ukarany finansowo, a karę wymierzy mu Urząd Skarbowy. Potencjalnie beneficjantem takiej ustawy, poza bankami oczywiście, miałby być Skarb Państwa, jednak zamysł ten nie koniecznie musi się powieść. W przeszłości banki wysyłały czytelne sygnały, iż w przypadku uchwalenia jakiejkolwiek ustawy „frankowej” będą dochodzić rekompensaty od państwa polskiego. W liście ambasadorów do Przewodniczącego Sejmowej Komisji Publicznych z 19.02.2019 czytamy: “spółki dominujące banków, które zainwestowały w Polsce mogłyby na podstawie dwustronnych umów inwestycyjnych (BIT) rozważać wystąpienie z pozwem”. Możliwy jest zatem scenariusz, że nie tylko to, co Skarbowi Państwa potencjalnie uda się wydrzeć konsumentom trafi w ręce banków-matek, ale polski podatnik będzie musiał dodatkowo dopłacić do inicjatywy ustawodawczej KNF. Biorąc pod uwagę, że jedynym wygranym w przypadku uchwalenia ustawy antypozwowej w kształcie proponowanym przez nadzorcę są same banki, a przegranymi obywatele i Skarb Państwa, stawia to sens opisanej ustawy pod dużym znakiem zapytania.

Przypomnijmy, że głównym powodem kłopotów banków przy kredytach „frankowych” było stworzenie przez nie umów zawierających nieuczciwe zapisy indeksujące kwotę kredytu do waluty obcej. Skutkiem tych zapisów było odpłynięcie z Polski kilkudziesięciu miliardów złotych, które banki przekazały dużym instytucjom finansowym ubezpieczającym ich ryzyko walutowe. Nazywanie tego mechanizmu hedgingiem jest nieuprawnione, bo bank czynił te zabezpieczenia posługując się nieswoimi pieniędzmi. Za własne bezpieczeństwo finansowe bank płacił zwiększając zadłużenie „frankowiczów”, których obciążał stosując mechanizm indeksacji. W ten sposób środki przepływały od polskich konsumentów do spekulantów walutowych. Sędziowie, obecnie w zdecydowanej większości, rozumieją skutki tych zapisów i nieuczciwe mechanizmy zawarte przez banki w umowach klientów, dlatego klauzule indeksacyjne są masowo wymazywane z umów, a koszty ubezpieczenia ryzyka walutowego wracają do banków.

Dodatkowo, banki w konsekwencji własnych działań związanych z pozywaniem klientów o zwrot kapitału jeszcze bardziej pogorszyły swoją sytuację. TSUE, które zajęło się sprawą pozwów o koszt kapitału jest skłonne uznać, że jeżeli komukolwiek należy się rekompensata finansowa za straty spowodowane przez spekulacje walutowe banków, to jest nim konsument. Inicjatywa ustawodawcza KNF, której formalnie Urząd nie posiada, ma za zadanie pomóc bankom w sytuacji, w którą same się uwikłały. Wydaje się jednak, że koncepcja ustawy blokowanej wcześniej przez kilka lat przez Urząd jest obecnie wysoce ryzykowna dla Skarbu Państwa i nie znajdzie uznania ani w kołach rządowych ani wśród posłów, którzy mieliby ją uchwalić.