Coraz głośniej słychać dziś krzyki osób które w czasach bardzo silnej złotówki zaciągnęły kredyty walutowe. Ich sytuacja finansowa jest zazwyczaj diametralnie różna, łączy za to ich jedno, w zastraszającym tempie rosnący dług. Średnio każdy z nich pożyczył w banku około 250 tys. zł., oddał przez ostatnie 8 lat około 100 tyś. zł. i ciągle winien jest bankowi około 350 tys. zł. Czytając poprzednie zdanie zaczyna nam się zdawać, że ktoś tu się pomylił z tą matematyką, otóż nie, tak właśnie wygląda matematyka kredytów walutowych, a żeby ją odkręcić wydaje mi się, że konieczny jest kolejny „cud nad Wisłą”.
Trudno powiedzieć, kiedy został udzielony pierwszy toksyczny kredyt walutowy, ale można przyjąć że lata 2006-2008 to lata wzmożonej aktywności w ich udzielaniu. Ceny nieruchomości w tamtych czasach wręcz szalały. Pokolenie lat 80 budziło się do dorosłego i aktywnego życia, myśleli przyszłościowo, chcieli pozakładać rodziny, a do tego potrzebne było lokum. Nie mogli liczyć na rodzinę, albo mogli tylko częściowo z pomocy rodziców sfinansować swój sen, polski nadwiślański sen o domu. I tu przyszły reklamy banków. Reklamy uderzające właśnie w tę potrzebę, w to marzenie. Każdy film przerywany był kilkakrotnie wyciskającymi łzy z oczu reklamami. To co było dla nich nieosiągalne, bo przecież w parze zarabiali 3-6 tys., a mieszkanie kosztowało od 200 tyś, okazało się być na wyciągnięcie ręki.
Banki dały wszystko na tacy, najpierw badały zdolność kredytową. Patrzyli kim jest dany delikwent, ile zarabia, jaki ma zawód. Na tej podstawie ustalały kwotę jaką są zdolne mu pożyczyć. Pozostawało już tylko znaleźć mieszkanko i kupić. Ostatecznie jeszcze można było wybrać pomiędzy kredytem walutowym, najczęściej we franku szwajcarskim albo złotówkowym. Oczywiście kredyt we franku był o 40% tańszy jeśli chodzi o wysokość raty. Tak też był przedstawiany. Tutaj bank nie miał żadnych skrupułów. Po prostu przedstawiał wyliczenia. Wydawało by się, że tylko głupi by wziął drogi kredyt złotowy, skoro ten we franku jest dużo tańszy. Frank był przedstawiany jako stabilna waluta, która swoim kursem nie dobiega 30% od obecnego. Ryzyko w zasadzie nie istniało, decyzja nie była ryzykowna. Podpisawszy dokumenty udawaliśmy się do notariusza i po kilku czy kilkunastu dniach mogliśmy cieszyć się radością posiadania własnego M.
Nic nie wskazywało na tragedię jaka dotknie po paru latach około 700 tyś polskich rodzin. Co gorsza wiele z nich nie zdaje sobie sprawy z zaistniałej sytuacji. Sług jaki mają wobec banków prawie dwukrotnie przewyższa kwotę jaką od nich otrzymali, a co gorsze cały czas może wzrosnąć. Nie zdziwiłbym się, gdyby frank był i po 7zł, albo po 15zł. Jest to równie realne jak fakt, że z powrotem spadnie do 2zł. Tym gorzej, że dzisiejsza polityka banku centralnego nie skupia się nad utrzymaniem właściwego kursu złotego, jak to miało miejsce w latach kiedy udzielane były kredyty. Stąd 700 tyś polskich rodzin jest dodatkowo przyciskanych nie tylko przez banki, ale i przez własny bank centralny.
Często pojawia się głos, kto jest winny zaistniałej sytuacji, bank czy konsument? Stawiam tezę, że kredyt walutowy jest produktem banku i to na banku spoczywa obowiązek, aby ten produkt był bezpieczny. Niestety rządy jakich się nasz naród dorobił nie podzielają tego zdania. Przeciwnie, wszelkie ich działania sprowadzane są w kierunku pomocy raczej bankom aniżeli obywatelom. Nawet opozycja nie potrafi się skutecznie wypowiedzieć na tak ważny temat. Czy jest dla polaków dziś jakiś ratunek przed bankową finansjerą, w większości sterowaną zagranicznym kapitałem? Nie mam żadnych wątpliwości jeśli chodzi o kryminalny charakter sprawy.
Dziś osoby oszukane przez banki zaczynają się łączyć. Powstają lokalne organizacje, w każdym większym mieście mają miejsca mniej lub bardziej liczne protesty. W dniu 28 lutego miała miejsce w Warszawie demonstracja która zgromadziła około 5 tyś osób. Wydawałoby się, że mało, ale pamiętajmy, że była to pierwsza demonstracja. Organizacje społeczne mają coraz większe poparcie i będą gromadzić coraz większe grupy ludzi. Na dziś dzień nie pozostaje oszukanym przez banki nic innego jak wspierać te organizacje, przyłączać się do nich, to co jest do zrobienia to kolejny cud nad Wisłą, tak jak w 1920 Polacy zatrzymali wrogą rewolucję, tak i dzisiaj w 2015 Polacy muszą zatrzymać wrogą rewolucję bankierów, którzy chcą mieć nas u swoich stóp. Jesteśmy silnym narodem i tak jak nasi dziadkowie w Armii Krajowej, będziemy walczyć o byt nasz, naszych dzieci i wnuków, wspólnie nie żałując krwi przelanej w walce z wrogiem.
Michał Szeląg.